HexCore Online - Logowanie
Nastał poranek. Letnie powietrze za oknem rozbrzmiewało przytłaczającą kakofonią, wytwarzaną przez setki maleńkich, ptasich gardeł. Złociste promienie słońca już od paru ładnych godzin usilnie wciskały się do niewielkiego pokoju Tomka i pomimo solidnie zasuniętych rolet za wszelką cenę starały się wygonić go spod kołdry. On tymczasem usilnie starał się tam pozostać, przywierając do puszystej poduszki jak pijawka do baraniego zadka.
Jednak jego wysiłki spaliły na panewce, kiedy do głosu, oprócz ptaków, doszedł elektroniczny budzik, wychwalający pod niebiosa – albo chociaż pod sufit – nadejście nowego dnia, piszcząc przeciągle i starając się wydobyć z głośnika ile fabryka mu dała. Chłopak przeklinał swoją przebiegłość. Specjalnie postawił to świergoczące pudło na jednej z bardziej oddalonych półek. Teraz musiał wstać aby uciszyć tego porannego terrorystę.
Usiadł na łóżku. Z kuchni dobiegał go odgłos przesuwanych naczyń, świst czajnika i brzdęk sztućców. Olka nie próżnowała. Wprowadziła się do niego na stałe jakiś miesiąc temu, wnosząc do jego życia całą lawinę zmian. Dotychczasowy tryb życia legł w gruzach i nie miał już prawa dłużej istnieć. Miało to swoje plusy i minusy, jednakże prawdopodobnie tych pierwszych było więcej.
Oprócz oczywistych zalet moralnych to, że mieszkała z nim kobieta wprowadziło go na całkiem inny poziom życia. Wiadomo – kilku bardziej cynicznych kumpli nie dawało mu żyć, utożsamiając go z rodzajem domowego obuwia i wytykając mu, że dla podniesienia jakości życia z poziomu gołej posadzki na poziom dywanu daje sobą pomiatać jak usłużna małpa w cyrku. Wcale go to jednak nie martwiło. To prawda – nie miał już tyle czasu na wygłupy i bezmyślną zabawę, jednak w zamian dostawał ciepły obiad, a od czasu do czasu coś ekstra, na co nie mógłby liczyć, będąc dalej singlem.
Na przykład na wypranie używanej od dłuższego czasu pościeli. Albo wysprzątanie całego mieszkania od góry do dołu.
Rzucił okiem na budzik, który dalej buczał zaciekle, wpatrując się wrednymi cyframi na zaspanego młodzieńca. Z kuchni dobiegł ponaglający krzyk.
- Tomek, wstawaj wreszcie i wyłącz tego małego drania!
- Nie jestem pantoflem... - wymamrotał chłopak, wyłączając zegarek i sięgając
po spodnie.
Gdy tylko wyszedł z pokoju jego zmysł węchu został porażony oszałamiającymi zapachami jakie unosiły się w całym domu. Niemal całkowicie zapomniał już o studenckiej diecie opartej głównie na takich produktach jak podróba nutelli i... no to by było na tyle, jeśli dodatkowo nie liczyć chleba, która towarzyszyła mu od paru ładnych lat.
Popędzany odwiecznym nakazem żołądka, towarzyszącym osobom głodnym, szybko zszedł po schodach, w sumie to nawet szybciej niżby chciał, a to ze względu na to, że Olka najwyraźniej zdążyła je już dzisiaj wypastować. Wylądował zatem od razu na ostatnim stopniu, z niezmiernym bólem w okolicach pleców.
Kuchnia. To pomieszczenie przeszło ostatnimi czasy diametralną przemianę. W czasach gdy Tomek mieszkał sam, panował tu nienaganny porządek – talerze, sztućce, miski – wszystko to nigdy nie leżało na wierzchu. Nie żeby Tomek był zaraz uważany za pedanta – po prostu posiadał jeden komplet stołowy, w skład którego wchodziła miska i duża łyżka. Resztę uważał za zbędne. Odwiedzający byli więc często zmuszani do jedzenia rękami, chyba że akurat ich nie mieli, a wyjątek stanowili ci wybitne uzdolnieni i obdarzeni ponadprzeciętnym intelektem, którzy potrafili sobie narysować i wyciąć sztućce ze zużytej, kartonowej tuby po papierze toaletowym.
Gdy zmienił się nieco styl jego życia, a mianowicie wprowadzili się obecni współlokatorzy, pierwszym co zrobili było zbesztanie biednego, nieświadomego swojej odrębności Tomasza. Wedle ich słów, w porzuconej wiosce Maorysów znalazłoby się więcej kuchennego zaopatrzenia niż w tej dziupli. Było to jednym z czynników dla których wszystkie szafki i półki wypełniały teraz przybory kuchenne. Z wyciskarką do czosnku włącznie.
Człapiąc głośno wymiętolonymi papuciami po lśniącej podłodze, Tomek wkroczył do głównej części kuchni, gdzie czekała na niego Ola, a co ważniejsze – śniadanie. Burknął pod nosem nieco niezrozumiałe „dziękuję” i usiadł w kącie narożnika.
Widok naprawdę zapierał dech w piersiach – słyszał gdzieś opowieści o tej potrawie, jednak uważał je za tak niewiarygodne, że postanowił włożyć je między bajki.
Oto na talerzu przed nim wylądowała porcja najprzedniejszej, złociuchnej, puszystej jajecznicy na BOCZKU z DODATKIEM cebulki, a nie jak to zwykle u niego – jajecznicy na CEBULI z dodatkiem CEBULI, a okazyjnie pokruszonymi kawałeczkami KONSERWY o „SMAKU” boczku.
Już miał się zabierać do pałaszowania, w sumie jego oczy już dawno zjadły całą zawartość, gdy nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, zwiastuna nieuniknionej katastrofy. Niczym puzony orkiestry nadętych archaniołów wzywające na Sąd Ostateczny, ten dźwięk wzywał jedną z osób obecnie przebywających w kuchni do drzwi wejściowych, skrywających za sobą jakąś obmierzłą kreaturę, od listonosza z rachunkami a na podstępnej dwójce jechowców kończąc.
Tomek niespokojnie łypnął okiem spod opadających na twarz, czarnych strąków włosów, sprawdzając, czy Ola poszła już otworzyć te drzwi, czy może nadal stoi w kuchni z wyrazem zakrzepłego strachu na twarzy. Choć tak naprawdę to równie dobrze mogła być radość. Albo cokolwiek, bo twarz osoby szalonej nawet gdy się zmienia, to jednak pozostaje niezmienna.
- Olu, czy mogłabyś otworzyć drzwi, proszę? - zapytał Tomek, starając się
nadać swojej wypowiedzi jak najbardziej niezaradny, a przy tym ( w jego mniemaniu) uroczy ton wypowiedzi, który z założenia miał wprowadzić dziewczynę w dobry nastrój, przyczyniając się tym samym do niezwłocznego pożarcia parującej jajecznicy.
- Nie. Sprzątam – fuknęła dziewczyna, wpatrując się w stronę pustego zlewu.
- Nie jestem pantoflem... - wymruczał Tomek, z trudem odwracając wzrok od
zawartości talerza, cierpiącej niewymowne męki oczekiwania na bycie zjedzoną.
- Co? - wypaliła Ola.
- Mówiłem że pachnie cudownie – wypalił Tomek szybko, zanim niespokojne
rumieńce zdążyły wypłynąć na powierzchnię jego bladej twarzy.
Szybko wstał z miejsca i w mgnieniu oka pokonał odległość dzielącą talerz jajecznicy od drzwi. Dzwonienie powtórzyło się kilkakrotnie, i nic nie zapowiadało tego, aby osoba stojąca po drugiej stronie dała za wygraną. To musieli być zielonoświątkowcy, bez dwóch zdań.
A jednak nie. W drzwiach stała tylko jedna osoba, a jej widok niemal wyprowadził Tomka z równowagi. Z wyrazem ogromnego rozbawienia na cynicznej facjacie współlokator minął chłopaka bez żadnego słowa, kierując się wprost do kuchni.
- Czemu nie zabierasz ze sobą kluczy jak wychodzisz! - wrzasnął Tomek, choć
doskonale wiedział, że po Miłoszu ta uwaga spłynie jak woda po kaczce.
- Kto powiedział, że nie zabrałem? Nie chciało mi się ich wyciągać z torby. A
tobie trochę ruchu z rana dobrze zrobi – krzyknął przybysz, przy akompaniamencie zamykanej lodówki.
Mylił się. Spłynęło jak po łabędziu, i to takim wielkim, wrednym i syczącym na małe dzieci. Tomek pospiesznie wrócił na swoje miejsce, zbyt jeszcze zaspany, aby wdawać się w długą, prawdopodobnie bezsensowną wymianę zdań z kolegą. Może potem. A teraz jajecznica!
- Ty, będziesz to jadł? - spytał Miłosz, wpychając sobie przy tym do ust niemal
całą kromkę chleba, po czym nie czekając na zbytek łaski ze strony Tomka, sięgnął po jego talerz i błyskawicznie zmiótł całą jajecznicę do nienażartej paszczy, przypominającej łychę koparki.
- Nie stary, jasne, częstuj się... - wybełkotał młodzieniec, odgarniając włosy do
tyłu i wydając z siebie trudne do wyartykułowania dźwięki, mające na celu dookreślić jego irytację zachowaniem Miłosza.
Nawet jak na jego standardy, współlokator był dzisiaj wyjątkowo roztrzepany i arogancki. Jakim cudem, u licha, udało mu się zatrudnić w redakcji lokalnej gazety? To pytanie zżerało Tomka tak samo, jak Miłosz śniadanie. Nieapetycznie. Łapczywie.
- Miałeś nocną zmianę czy jak? - spytała Ola, stawiając przed dwoma
mężczyznami kubki z parującą herbatą.
- Coś w tym stylu – odparł Miłosz, a Tomek zauważył, że w jego oku zapaliła
się niebezpieczna iskra znamionująca skrajne emocje – Słyszałeś już o tym? - dodał, podsuwając Tomkowi pudełko.
- No co. Gra. Zwykła sieciówka...
- Nie słyszałeś. No ale czego się tu spodziewać? - przerwał wypowiedź kolegi,
uśmiechając się przy tym rozbrajająco w kierunku Oli – Nie no, żartuję oczywiście. Ale skoro nie słyszałeś, to opowiem. To poniekąd cel dla którego zatrudniłem się w gazecie. No bo nie było tanio.
- Ale w sumie co to jest? - wszedł mu w słowo Tomek.
- Stary, to jest pierwsza gra na rynku generująca stuprocentowo realną wirtualną
rzeczywistość, jakkolwiek pokrętnie by to nie brzmiało. Instalujesz, zakładasz na główkę adapter, odpalasz, tworzysz postać i proszę bardzo – siedzisz po same uszy w pikselowym świecie, którego niemal nie da się odróżnić od reala. I rąbiesz elfy, ludzi, orków, ewentualnie nakazujesz im płonąć w imię większego dobra z pomocą magicznych inkantacji! Co za przepał! Całą noc stałem wśród tłumu pod sklepem!
Ostatnie słowa Miłosz już niemal wykrzyczał, a jego twarz wykrzywiła się w radosnym, pierwotnym uśmiechu, oczy rozbłysły drapieżnie. Pomimo tego, że Tomek pierwszy raz usłyszał o czymś takim, także dał się ponieść pozytywnym emocjom jakie otaczały kompana. Każdy kto od dzieciaka upajał się książkami o wiedźmach, filmami o wojownikach walczących z mrocznymi siłami i komiksami o losach niezwykłych bohaterów, a ponadto z wypiekami na twarzy słuchał mitów o elfach i smokach nie mógłby pozostać obojętnym.
- Boże, błogosław Japońców i ich technologiczne wybryki – wrzasnął Miłosz,
po czym wstał od stołu i pomknął na piętro. Całym mieszkaniem wstrząsnęły zatrzaskiwane drzwi.
Ola i Tomasz znowu zostali sami, siłując się z natłokiem myśli. Pierwotnie
zamysł zamieszkania we trójkę rodził jedynie pozytywne emocje. Cała kompania szaleńców pod jednym dachem! Choć prawdą było to, że nawet mieszkając we wspólnie wynajmowanym domku rzadko się widywali, a to z powodu całkowicie odmiennych rozkładów dnia. Miłosz całymi dniami gnił w redakcji, zjawiał się późnym wieczorem, poobrzucał mięsem pracodawców i szedł spać. Pozostała dwójka natomiast większą część dnia spędzała na uniwerku.
Ostatnio jednak sytuacja się zmieniła. Miłosz przestał się prawie w ogóle odzywać, po przyjściu z pracy zabierał z lodówki coś na ząb i znikał w nieprzeniknionej przestrzeni swojego pokoju. Czasem tylko rzucił kilka cyniecznych uwag, które zaczynały stawać się coraz bardziej nieznośne. Dlatego Ola i Tomek byli niezwykle zaskoczeni jego dzisiejszym stanem, tym bardziej w chwili, kiedy z piętra dobiegło ich wołanie.
- Tomek pozwól na sekundę!
Student rzucił niepewne spojrzenie w kierunku Oli, jakby obawiał się, że za
chwilę spłonie żywcem pozostawiając po sobie jedynie mroczną kupkę popiołu. Dziewczyna pozostała jednak niewzruszona, a nawet uśmiechała się lekko do czegoś, co musiało zawisnąć w bliżej nieokreślonej przestrzeni nad jego głową i pomrukiwała cicho. Ktoś powie – dziwne. On zripostuje – Ola. Wszelkie komentarze dotyczące tego tematu pozostają zbędnymi.
Tomek wstał powoli i starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi czmychnął z kuchni, zahaczając jednak jedną nogą o stojącego w kącie mopa, który pomimo błyskawicznej reakcji i wrodzonej gibkości Tomasza runął na podłogę, przewracając przy tym butelki z wodą do podlewania kwiatów, choć co dziwne, nie pamiętał, aby gdzieś w domu znajdowała się jakakolwiek roślina doniczkowa. Chciał dobrze, choć co prawda, wyszło jak zwykle.
Przez jego mroczną plątaninę umysłu przebiegały kolejne myśli – sprzątać czy może jednak uciekać. Spojrzał na Olę, a ona na sufit. Przypomniał sobie, że nie jest pantoflem, więc oba rozwiązania nie wchodziły w grę. Po chwili do głosu doszła jego wrodzona przebiegłość, nakazując mu zanotować na samoprzylepnej karteczce informację o tym wydarzeniu i zostawić ją na stole w kuchni. Intuicja podpowiadała mu, że postąpił słusznie.
Porzucił temat, kierując się z kolei na piętro, do pokoju Miłosza. Zastał współlokatora siedzącego na krześle w kącie pokoju, z twarzą oświetlaną przez srebrzysty ekran komputera.
- No stary, jesteś wreszcie. Ile czasu ci trzeba, żeby odpiąć łańcuch? - Miłosz
wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu. Wskazał na monitor.
- Nie jestem pantoflem – burknął Tomasz, podchodząc do biurka. Wielki,
gorejący złotem napis brzmiał: HexCore Online.
- Człowieku, przecież wiesz, że nie mam czasu na takie rzeczy... priorytety... -
powiedział z oburzeniem Tomek – Zresztą ty też raczej nie masz.
- Wyluzuj. Po pierwsze primo – czegoś takiego jeszcze świat nie widział. Po
drugie primo...
- Nie mówi się po drugie primo. Jak już to secundo czy coś tam – wtrącił nieco
złośliwie Tomasz. Kolega jednak nie dał się zbić z tropu.
- PO DRUGIE PRIMO – powtórzył Miłosz – Nie próbuj mi nawet wmówić, że
nie masz ochoty patrzeć, jak z twoich dłoni wysnuwają się szkarłatne języki płomieni, osnuwające przeciwnika rozżarzonym całunem, wyciskającym z niego resztki uchodzącego życia...
Tomasz z trudem opanował krzyk i euforię, jaką wzbudził u niego tymi słowami Miłosz. Pod kopułą jego czaszki kołatały się wzburzone myśli. Decyzja nie była taka prosta, jaką mogłaby się wydawać. Z rozważania wyrwał go głos współlokatora.
- Nie martw się Olką. Zapomniałem ci powiedzieć, że gadałem z nią o tym w
zeszłym tygodniu. Nie dość, że zgodziła się na twoje uczestnictwo, to jeszcze sama się zainteresowała! Masz, cyknij to na czachę – powiedział coraz bardziej rozbawiony Miłosz, rzucając w kierunku Tomka metalową opaskę, przypominającą słuchawki, tylko bez słuchawek. Były natomiast pokryte całą masą migoczących diod.
- Nie mogłeś powiedzieć wcześniej, że z nią gadałeś? - wrzasnął Tomek, nadal
będący w ciężkim szoku – chamie bez serca?
- No nie mogłem. Potraktuj to jako swoisty prezent urodzinowy – odparł kolega,
zakładając na głowę swój adapter.
- Przecież moje urodziny są za pół roku
- A czy ja mówiłem o TWOICH urodzinach? Miałem na myśli swoje. A teraz
wydaj komendę: BEZPOŚREDNIE POŁĄCZENIE.
Drzwi do pokoju rozwarły się z rozmachem, z impetem uderzając o ścianę i uszkadzając tynk. W wejściu stała Ola, wbijając w obu chłopców żelazne spojrzenie. Tomasz zdawał się kurczyć w oczach, przypominał teraz uległego, przerażonego jamnika. Jego twarz zmieniała kolory jak kameleon w sklepie z barwnymi, wzorzystymi dywanami.
- ZNOWU COŚ SZYKUJECIE BEZE MNIE? - ten głos mógł miażdżyć skały,
pustoszyć lasy i wywoływać trwałe psychiczne urazy. Miłosz przeczekał, aż Ola skończy swoją wypowiedź, po czym rzucił w nią adapterem.
- Nie pierdol, tylko zakładaj to na głowę i zaczynamy.
- No... - fuknęła Ola, przytulając się do Tomka z wyrazem twarzy, który
przypominał animowanego chomika.
BEZPOŚREDNIE POŁĄCZENIE!
Cała trójka wypowiedziała komendę w tej samej chwili, tym samym wpadając w różnokolorowy wir, który z kolei przeniósł ich do menu tworzenia postaci. Była to przestrzeń, przypominająca obszerną, podziemną komnatę lochu, bez wyjścia, natomiast ze wszech stron rozświetlaną radosnymi płomieniami pochodni.
Przed ich twarzami znikąd pojawiły się półprzezroczyste panele, przypominające arkusz papieru.
WITAJ W HEXCORE ONLINE.
Komentarze
Prześlij komentarz