Sprawa jednorożca

Zadanie siódme San. A zahaczki to: jednorożec; krematorium; spowiedź; wilk w owczej skórze; maszyna do obierania pomarańczy...

#krótkie #2strony #jednorożec #shot_literacki #creepy_maskotka


SPRAWA JEDNOROŻCA

– Jest pan nowy w naszej parafii prawda? – zapytał ksiądz. Był bardzo wysokim, szczupłym mężczyzną o przystojnej wyrazistej szczęce i bystrych stalowych oczach. Miał do tego duże dłonie i świetnie grał na organach. Miał naturę pogodną i spokojną, bez tendencji do wymuszonych, patetycznych kazań. Chętnie rozmawiał z ludźmi i był bardzo popularny. Zabierał dzieciaki na wycieczki, pozwalał paniom z koła gospodyń urzędować na plebanii i jako zapalony wędkarz, co roku organizował zawody łowieckie na rzece. Był szanowany i piastował funkcję takiej osoby z większym pietyzmem może aniżeli samą koloratkę.
– Tak, niedawno się wprowadziliśmy proszę księdza – mężczyzna, któremu ksiądz przyglądał się surowo i z naganą był nieco niższy, za to szerszy w barach. Sympatyczną twarz przyozdabiał lekki zarost. Mężczyzna nosił modną koszulę w kratę i sportową kurtkę. W żadnej mierze nie wyglądał na wioskowego obwiesia ani złodzieja. Ksiądz pociągnął nosem – alkoholu też nie było czuć. Tylko delikatny zapach męskich kosmetyków. Ot obywatel.
– Proszę mi zatem wytłumaczyć, dlaczego włamał się pan do naszego krematorium?
– Czy… –mężczyzna był jakby zrezygnowany, ale i nieco speszony.– wejdziemy do konfesjonału?
– Jeśli pan czuje potrzebę.
– Owszem… – mężczyzna zawahał się. – Ale nie w tym rzecz, to trochę skomplikowana historia.
W końcu była piąta nad ranem, zanim zacznie się poranna msza można na spokojnie usiąść i porozmawiać. Przeczucie mówiło księdzu, że przy kawie facet będzie bardziej szczery niż za drewnianą kratką. No i można będzie tę szczerość ocenić na podstawie wyrazu twarzy.
Ksiądz zaprosił gościa na plebanię, do kuchni i nastawił wodę na kawę.
– Więc? Co skłoniło pana do zniszczeniu kłódki w drzwiach krematorium? Rozumiem, że chciał pan użyć pieca, ale to także traktuje się jako włamanie. Poza tym palenie śmieci jest bardzo niewskazane.
– Wiem proszę księdza wiem… Ale to była wyższa konieczność. Musiałem. Widzi ksiądz, to wszystko przez tego jednorożca…
– Co proszę? Chyba się przesłyszałem?
– Nie, niech ksiądz się nie denerwuje, mówiłem, że to trochę pokręcona historia. Wie może ksiądz gdzie mieszkamy? W tym dużym, starym piętrowym domu.
– Którym?
– Taki charakterystyczny, drewniane wykończenia, duża działka, obok las…
Ksiądz pokiwał głową ze zrozumieniem i upił łyk kawy.
– Już wiem. Ten na końcu ulicy. Od lat stał niezamieszkały.
–Otóż to. Wymagał remontów, reperacji, wymiana okien, dachu ale mniejsza z tym. Cena była w sam raz na nasz budżet no i dzieciaki ogromnie się cieszyły. Żonie też się podoba, bo zostało sporo starych mebli. Ma zacięcie i sama zajęła się odrestaurowywaniem ich. To teraz modne.
– Więc ma pan dzieci? W jakim wieku?
– Syn ma trzynaście, a córka cztery.
– No i?
– I wie ksiądz, przeglądałem sprzęt w domu, trochę sprzątałem strych i znalazłem tam zabawkę… Takiego… Wie ksiądz jak wyglądają klasyczne bujane koniki? To takie coś… ale bardzo brzydkie przypominające trochę sarnę z jednym rogiem. Zniosłem to paskudztwo na dół i chciałem wyrzucić, ale jak córka zobaczyła to jej się nie wiedzieć czemu spodobało. Ja mówię: „dziecko, weź to zostaw jak koniecznie chcesz to na mikołaja może dostaniesz nowego”, ale się uparła. Wie ksiądz jak to bywa, mała w ryk, że ona chce jeździć na jednorożcu i nawet żona przyszła i mówi, żebym dał jej spokój jak tak bardzo chce to niech sobie zatrzyma to coś.
Co miałem robić. „Jednorożec” dostał nawet imię: „Kruszynek” wyobraża sobie ksiądz? To nawet nie przypominało jednorożca. Szare to jakieś, całe zakurzone. Żona próbowała domyć go, prała mu futro detergentem. A później sam go karcherem próbowałem potraktować. Nie, dalej szary i jakoś tak dziwnie pachniał. Oczy miał takie psychodeliczne, czarne ale miało sie wrażenie jakby wodziły za człowiekiem. Róg był chyba drewniany, a może z jakiejś masy, ale wyglądał realistycznie, taki skręcony, gruzłowaty, jak to mają koziołki saren i tylko jeden, na środku czoła. Kopytka też miał nie jak konik, tylko takie raciczki. Nie wiem kto takie coś wyprodukował, ale…
– Proszę pana, do brzegu. Gdzie tu krematorium. Pan wrzucił do pieca tę zabawkę czy jak?
– A zgadł ksiądz. Właśnie tak zrobiłem. Musiałem chronić dziecko.
– Jak to?
– Proszę księdza zaczęły się dziać z małą jakieś dziwne rzeczy. Kruszynek w ogóle był ulubieńcem i nie wiedzieć kiedy mała włączyła go do rodziny, niemal jako członka. Opowiadała po swojemu, że Kruszynek powiedział to, siamto… Jak to dziecko. Ale jak któregoś razu mała nam zaginęła to się poważnie przestraszyliśmy.
– Zrozumiałe.
– No tak, sporo się najedliśmy strachu, tylko nie w tym rzecz. Znalazła się szybko. Nieopodal, w tym lasku. Pytam: „Boże, gdzie ty się włóczysz, my z mamusią od zmysłów odchodzimy, gdzie ty jesteś”, a ona: „tatusiu Kruszynek mi kazał”.
– I dlatego pan go spalił? – dociekał ksiądz.
– Jeszcze nie. Wkurzyłem się wtedy oczywiście, ale po prostu postanowiłem, że wyrzucę draństwo na śmietnik. Rano wstaję, a w salonie przy oknie stoi Kruszynek. „Kto wyciągnął Kruszynka ze śmietnika?!” – wrzasnąłem na syna, bo myślałem, że może weszli z córą w układ, ale nie. Naskoczyłem z kolei na żonę, a ta się patrzy zdziwiona, schodzi zaspana z sypialni i o niczym nie wie. „To nie ty Kruszynka przyniosłaś ze śmietnika?”, „Nie” – mówi moja żona ze zdziwieniem i córa też się zarzeka, że to nie ona i dodaje, że Kruszynek sam przyszedł. Próbę ponowiłem, ale wracał. Pojawiał się w domu, w pokoiku córki, w kuchni, w kominkowym, nawet raz w drewutni go znalazłem. Zdjął mnie strach, bo początkowo nosiło mnie, że mi robią głupie kawały. Ale jakby było tego mało, córa mi zaczęła dziwnie się zachowywać. Raz w pościeli rano cała w igliwiu, we włosach zeschłe liście a nogi brudne, ubłocone „Tatusiu ja nigdzie nie chodziłam”. Co miałem robić. Zaczęła być czasem nieobecna, zawieszała się. Stawała na trawniku na środku ogrodu i gapiła się w nicość.
– Brzmi bardzo niepokojąco. Coś jeszcze się działo?
– Jeszcze jak. Córcia, moja mała wiewióreczka bawi się w ogródku i nuci monotonnym głosem „ziemio, ziemio czarna, utul ziemio, ziemio przyjmij, ziemio matko…” no groza. Z oczu jej nie można było spuścić, bo do lasu zaraz biegła. Raz prawie na bagna ją zapędziło. A któregoś razu taka była nieobecna, blada patrzy na mnie poważnie i mówi: „Tatku, Kruszynek do lasu odszedł”, a faktycznie nigdzie nie ma bydlaka, a córa na to jeszcze „i ja muszę z nim”. To żem się przestraszył na dobre.
– Stąd pomysł z krematorium?
– W sumie to nie do końca mój – mężczyzna jakby się zawstydził. – Poszedłem najpierw się poradzić… Ludzie mówili, taka babka mieszka niedaleko nas.
– Aaaa, no już wiem. I pan do starej wiedźmy po poradę poszedł tak?
– No. Zachodzę pukam grzecznie, a kobiecina patrzy jakoś tak na mnie bystro i gada „o Toś pan się nieźle wkopał. Panie kochany wilk w owczej skórze w twoim stadku owieczek siedzi” no to ja prosto z mostu, że owszem i opowiadam jej całą historię. A babka taka całkiem konkretna. Słucha, a bierze przy tym taką wyciskarkę do cytrusów, ale rozumie ksiądz, elektryczną! full wypas. Maszynka od razu obiera taką pomarańczkę... Muszę taką żonie kupić. No to w ten sposób babka wyciska ze trzy pomarańcze coś tam dosypuje, coś nad tym zagada i mi daje. Na to ja „co to?”, a ona, że mam to córce dać do popicia, to złe w niej osłabi. Trochę nie ufałem tym ziółkom, ale odlała i sama łyknęła zdrowo, mówi, że to dla małego dziecka krzywdy nie zrobi. A tę „wilczą skórę” jak to określiła mam spalić i to na popiół. Ja wiem proszę księdza, że to taki zabobon i w ogóle, ale tak żem się o córę martwił, że już mi było wszystko jedno.
Dałem dziecku od razu do picia. A, że soczek z pomarańczy to wypiła i nawet pytała o jeszcze. Tymczasem ja się zabrałem za tego jednorożca skórkowanego. Dziecko spać położyłem, a sam pół nocy po domu krążyłem, bo się bałem, że mała gdzieś pójdzie. Kruszynka nigdzie nie było, ale w końcu w środku nocy pojawił się na trawniku. Kurtkę tylko chwyciłem i latarkę i jakiś klin większy od drewna i jak go dopadłem to od razu popędziłem do krematorium. Miało być na drobno, a tak w ognisku to nie wiadomo, jeszcze by coś zostało. I co ksiądz powie?
Duchowny zacisnął palce u nasady nosa chcąc rozpędzić nadchodzący ból głowy.
– No dobrze, ale mógł pan chociaż zapytać…
– W środku nocy księdza będę budził? To tak jakoś… Wie ksiądz, w desperacji trochę byłem.
– Dziesięć zdrowasiek. I trzy razy ojcze nasz za tę babę i gusła. Człowiek wierzący, a tu takie rzeczy, proszę pana wstyd.
Mężczyzna spuścił wzrok wyraźnie skruszony. Ksiądz zadumał się chwilę, po czym dokończył.

– Ale pójdźmy jeszcze tam do budynku, to wodą świeconą pokropię ten proch co został po spaleniu. Tak, na wszelki wypadek.

Komentarze

  1. Oj oj, sporo kiksów wypatrzyłam...

    "O przystojnej wyrazistej żuchwie"? Naprawdę, przystojna żuchwa? Coś mi tu nie pasuje...
    "Był szanowany i piastował funkcję takiej osoby z większym pietyzmem może aniżeli samą koloratkę." - powiedziałabym, niefortunnie zbudowane zdanie i nie do końca przez to jasny przekaz. No bo jakiej osoby, że tej szanowanej? To nie lepiej coś w stylu "Był szanowaną osobą i piastował tę funkcję..." itd? Poza tym jak, piastował funkcję bardziej niż koloratkę? Hmhmm, nie do końca mi to brzmi :P
    Hmm, kolejna uwaga to chyba bardziej wynikająca z mojej czepialskości :P Bo: "przy herbacie facet będzie bardziej szczery...", po czym ksiądz "nastawił wodę na kawę"? Brak konsekwencji :P
    "Nie ksiądz się nie denerwuje" - przypuszczam, że miało być "niech", tak by wynikało z kontekstu.
    "Niezamieszkały" - cóż, dom chyba powinien być niezamieszkany jednak. "Zamieszkały" to się raczej bardziej o ludziach mieszkających gdzieś tam mówi, prawda?
    "Opowiadała po swojemu, że Kruszynek powiedział, a to a tamto…" - tu bym dała, jeśli już, "a że Kruszynek powiedział to, a że tamto" czy coś w tym stylu, o ile dobrze zrozumiałam kontekst oczywiście ;)
    "Ja to dziecko" - ktoś tu chyba bardzo głodny był, bo kolejna litera zjedzona :P
    "Gdzieś ty się włóczysz" - a tu z kolei dla równowagi jedna niepotrzebna dodana :P
    "To dla małego dziecka krzywdy nie zrobi" - a nie "małemu dziecku"? By tak bardziej gramatycznie...
    "Sam północy po domu krążyłem" - a tu spacji nie brakło? Że krążył pół nocy... No chyba że krążył do północy. Tak czy siak, ponownie coś zostało zjedzone :P

    I taki mały bonus na koniec... Ja wiem, że koziołek ma poroże gruzłowate, ale skręcone to z której strony? Już rogu czepiać się nie będę, w końcu to jednorożec był, a nie jednoporożec xD
    A no, i może jeszcze - z tego, co zauważyłam, to miała być maszyna do obierania, a nie wyciskania pomarańczy? Wybacz, czepiam się xD

    Bardzo przyjemnie się Twoje teksty czyta, ciekawe pomysły masz. I przepraszam, że się tyle czepiam, ale naprawdę, robienie korekty nie zabija :P
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. XD wrzuciłam kompletnie tego nie przeczytawszy, bo się spieszyłam do miasta.
    moje własne błędy mnie rozwalają. Chciałam najpierw wrzucić a potem poprawić hahaha,

    ale w przypadku: "niezamieszkany, niezamieszkały «taki, na którym lub w którym nikt nie mieszka»" jest poprawnie. SJP tak twierdzi.

    Wersja "dla małego dziecka" - jest gwarowe. Tak mówią, na wschodzie. Celownik jest nie "komu?
    - dziecku", tylko "komu - dla dziecka". Napisałam tak odruchowo, ale po namyśle zostawiłam bo uznałam, że mi pasuje do języka potocznego.

    bonus porożny wynika stąd, że moja głowa się nie mogła zdecydować. Wygląd jednorożca bazował na tym, że zdarzyło mi się widzieć takiego koziołka z jednym rogiem. Potem postanowiłam usytuować ten róg na środku czoła, ale jakoś to poroże pokutowało... No i pisałam tak szybko, że nie zdążyłam się jeszcze sama ze sobą w tej kwestii zgodzić ;D

    w sumie najbardziej kajam się za tę żuchwę... Chciałam pomninąć klasyczne wyrażenie o "wydatnej szczęce", które mi do tego nie pasowało, bo ksiądz miał dość szczupłą twarz. A ta żuchwa... to chyba jkiś mój fetysz XD

    i jeszcze to: "Był szanowany i piastował funkcję takiej osoby z większym pietyzmem może aniżeli samą koloratkę" - chyba faktycznie przedobrzyłam, ale chciałam zaznaczyć, że bardziej księdzu zależało na tym aby być szanowanym i za takiego uchodzić ze względu na swoje czyny, a nie ze względu funkcję księdza.

    Dzięki za wszelkie uwagi... Któregoś razu przysiędę i ładnie poprawię, a następnym razem grzecznie zrobię autokorektę ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły tekst, ciekawie sklecony. Poza uwagami Nany to bym się przyczepił jeszcze do jednego, gościu wstaje rano, widzi jednorożca, którego wcześniej wyrzucił do śmieci i pyta się wszystkich używając formy "Kruszynek". Jakoś trudno mi uwierzyć, że wzburzony facet nie powiedział by "cholerstwo", "badziewie", "przeklętą zabawkę". I jeszcze: "Dałem dziecku do picia od razu, że soczek z pomarańczy to wypiła od razu i nawet pytała o jeszcze", ja rozumiem, że wszystko dzieje się błyskawicznie, ale uważaj na powtórzenia :) Ale to szczegóły szczegółów. I rzeczywiście zadanie zaliczone na 80%, brak maszyny do obierania pomarańczy, maszyna jest, ale w sumie nie jest powiedziane, czy to ustrojstwo obrało te owoce przed wyciśnięciem, czy po prostu zgniotło je na miazgę, by uzyskać sok. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz