Idziemy naprzód, nie zapominając
Cześć!
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak skończy Szyderca, najbardziej charyzmatyczna postać w opowiadaniach o Zabójcach Skurwysynów? Sięga ku nieśmiertelnej chwale? A może ginie, z powodu odwodnienia wywołanego przez przedłużającą się biegunkę?
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak skończy Szyderca, najbardziej charyzmatyczna postać w opowiadaniach o Zabójcach Skurwysynów? Sięga ku nieśmiertelnej chwale? A może ginie, z powodu odwodnienia wywołanego przez przedłużającą się biegunkę?
Idziemy naprzód, nie zapominając
Dziewczyna przyglądała się młodemu
mężczyźnie, od dłuższego czasu plączącemu się po dość obszernym pokoju i
zbierającemu z najskrytszych zakamarków najróżniejsze przedmioty. Wszystkie
kolejno fruwały w powietrzu, by za chwilę wylądować na wielkiej stercie
znajdującej się w centrum pomieszczenia, obok miejsca, które zajmował stary i
wygodny fotel obwieszony miękkimi, baranimi skórkami. Kto by pomyślał, że życie
potrafi płatać aż takie figle.
Z odrętwienia wyrwał ją metaliczny
łoskot stalowego naramiennika w kolorze grafitu, który ciężko wylądował na
piętrzącej się coraz bardziej piramidzie, stopniowo przesłaniającej przestrzeń
pokoju znajdującą się za nią. Tworzyło ją w
głównej mierze bogactwo narzędzi, służących stosowaniu wyrafinowanej - w
mniejszym bądź większym stopniu - brutalności. Cały stos żelastwa,
kolekcjonowany przez te wszystkie lata prezentował się nad wyraz okazale, wręcz
majestatycznie, oświetlany jedynie szkarłatnymi promieniami zachodzącego
jesiennego słońca, zwiastującymi rychłe nadejście chłodnych dni i mroźnych
nocy.
- I to by chyba było wszystko -
powiedział młodzieniec, ciągnąc za sobą dwa solidnie wykonane topory, które z
niemałym wysiłkiem oparł o swój ulubiony mebel, aż ten zaskrzypiał cichutko,
jakby nieśmiało. Dziewczyna spoglądała na niego, nie mówiąc nic.
Spojrzał w stronę ryczącego
telewizora, w którym emitowany był całkiem
zabawny film familijny, pod animowanym obrazem skrywający zmyślnie wplecione
przesłanie, skierowane w stronę widzów dorosłych. Uwagę mężczyzny przykuła
postać wiecznie szczerzącego się, rozgadanego Osła, który
ogromnym nakładem sił starał się przywołać uśmiech na twarzy
gburowatego, zielonoskórego Shreka. Nawet pomimo mizernych efektów nie poddawał
się, lecz podejmował kolejne próby zażegnania pojawiających się w kółko
huśtawek nastroju, aż do skutku. Lub raczej jego braku. Dziewczyna podeszła do
Wojownika od tyłu i objęła go w pasie.
- Nad czym się tak zamyśliłeś? -
zagadnęła cichutko. Odpowiedź przyszła dopiero po przedłużającej się chwili
ciszy.
- A widzisz - zaczął chłopak,
wskazując podbródkiem pokrytym złotą namiastką brody w stronę odbiornika - Ja
to czuję się właśnie jak ten Osioł. Zawsze, gdy morale w drużynie podupadało,
starałem się brać na siebie ciężar tego, by skierować nasze myślenie na
właściwy tor. Ale choćbym nie wiem ile wysiłku w to włożył, w ogólnym
rozrachunku niewiele to dawało. Nie mam już do tego więcej energii, jestem
zmęczony latami nieudanych prób. Spójrz na tego ogra - ponownie wskazał na telewizor.
- Jest jak polna skała, która opiera się nawet najtwardszemu dłutu. Z takim
nastawieniem zawsze pozostanie jedynie skałą, choć może w przyszłości mogłaby
być wspaniałym pomnikiem.
Szermierz nadal wyglądał majestatycznie, jak na Szydercę przystało, lecz
pewne postępujące zmiany były już zauważalne gołym okiem - jego sylwetka
wyglądała na nieco przygarbioną, twarz stała się pociągła, a w niektórych
zakamarkach pojawiały się już pierwsze zmarszczki. Próby reperowania
najbliższego otoczenia za pomocą zdrowej dawki humoru, okraszonej szyderstwem i
drwiną były zbyt wyczerpujące i wyniszczające nawet dla niego.
Od ładnych kilku lat chłopak w ten
sposób starał się pokutować za błędy przeszłości, a mimo to i tak nad wyraz często
mu o nich wzmiankowano, właściwie przy każdej nadarzającej się okazji. Sam od
zawsze uważał, że istotą wybaczenia nie jest ciągłe przypominanie
o tym, że wina została darowana. Ludzie zapominają, że popełnione błędy
zmieniają się po jakimś czasie w blizny, które w przyszłości dają świadectwo
tego, iż pomyłki się zdarzają - znamiona te przywołują tym samym bolesną
naukę wyciąganą z własnych negatywnych doświadczeń.
Nie przeszkadzało mu to jednak w
okazywaniu szacunku otaczającym go osobom. Nie można zaprzeczyć temu, iż wyjątkowo
często posługiwał się drwiną, a szydzenie z niektórych ludzi i cięte riposty,
jak również pojawiające się w związku z nimi salwy śmiechu znajomych sprawiały
mu coś na kształt wysublimowanej przyjemności - docinki te jednak zawsze w
przeważającym stopniu opierały się na sympatii. To, że okazywał ją akurat w
taki sposób było nierozłącznym elementem jego Szyderczej osobowości, co mogło
być postrzegane zarówno jako wada, jak i zaleta.
Dziwił się natomiast ludziom wiele
mówiącym na temat szacunku do drugiego człowieka jako najwyższej wartości,
zapominającym jednak stosować się do tego poglądu w praktyce. Czasami szacunek
wymaga tego, aby zacisnąć zęby, zapomnieć na chwilę o niechęci i - dla
przykładu - złożyć życzenia, choćby nieprzyjacielowi. Bo cóż innego mogło lec u
podstaw stwierdzenia, że "nie życzylibyśmy czegoś nawet największemu
wrogowi", jeśli nie wzajemny szacunek? Hipokryzja to morderstwo szacunku.
Mężczyzna westchnął ciężko, szarpiąc
się z solidnym zapięciem zapakowanego do granic możliwości plecaka,
towarzyszącego mu w każdej z dotychczasowych podróży. A ta, do której
przygotowywali się w tej chwili dopiero wkraczała w decydującą fazę. Świat za
oknami pokoju spowity był w ciemności, rozrywanej jedynie grzmotami i błyskami
nadchodzącej burzy.
- Czy to naprawdę konieczne? -
zapytała Paserka, pakując podróżny płaszcz i wytrzymałe, wojskowe buty do
plecaczka w kwiatki - Nie możemy przeczekać, aż ta nawałnica minie?
- Ta burza nigdy nie przemija,
pojawia się raz na jakiś czas, znika i zawraca, by zmoczyć nieuważnego wędrowca
w momencie, gdy ten najmniej się tego spodziewa. Ta wyprawa jest konieczna -
przerwał, by zarzucić na ramiona szary płaszcz. Poprawił kołnierzyk i mankiety,
po czym sprawdził stan sznurowadeł w okutych butach. Dopiero wtedy zdecydował
się na kontynuację.
- Aby przejrzeć mgłę spowijającą
jutrzejszy poranek, musimy zmierzyć się z burzliwą nocą, zacząć działać. Nie
możemy przesiedzieć całego danego nam do wykorzystania czasu w niemej
stagnacji, gdzieś tam na ławeczce wegetacji, prawiąc o ideałach w oczekiwaniu
na nadejście lepszych czasów. Dążenia do ideału wymagają podejmowania działań,
by marzenia choćby w części mogły zostać przywołanymi do rzeczywistości.
Przebywając całe życie na tejże ławeczce, zatracając się w odległych tęsknotach,
z marazmem obserwując i krytykując innych ludzi można popaść jedynie w
melancholię i depresję. Czasem chyba powinno się rzucić wszystko i choć na
chwilę udać się w podróż, bez zasłaniania się zbędnymi wymówkami. Jeśli nie dla
siebie, to może by sprawić radość tym najbliższym naszym sercom osobom? Ten
gest z pewnością zaowocowałby w przyszłości i pozwoliłby zebrać dobry plon.
Starania, by na siłę zrobić z siebie samotnika na pewno nie przyniosą niczego
dobrego. Czas spojrzeć odważnie w przód, zaryzykować, próbować nowych rzeczy. Rozpamiętywanie
przeszłości może być natomiast tak samo niezdrowe, jak powrót do jedzenia
starych, zimnych tostów, takie karmienie się wspomnieniami. Nie można całego
życia spędzić na roztrząsaniu przeszłości… Choć nikt nie nakazuje całkowicie
nam jej porzucać… - Chłopak urwał
nagle, by zarzucić na siebie plecak. Z uśmiechem spojrzał na Maciejkę.
- To co, gotowa? Chyba mamy już
wszystko? - zagadnął Szyderca, pomagając Paserce dźwignąć jej tobołki. W jego
głosie dało się słyszeć nową melodię, pełną pozytywnej energii i ekscytacji.
- Jeszcze twój miecz - powiedziała,
wskazując drobnym paluszkiem na zakurzony, stojący w kącie pokoju oręż Miłosza.
Ten przytaknął, podszedł i chwycił broń, po czym nonszalancko przewiesił ją
przez ramię.
- W takim razie możemy ruszać - rzekł,
wychodząc do przedpokoju i przekręcił zamek w drzwiach. Zanim dotarli do
wyjścia z mieszkania zatrzymał się jeszcze na chwilę, by spojrzeć w kierunku
pozostałych pokoi. Na drzwiach jednego z nich namalowano Słońce, drugie zaś
pokryte czarną farbą i niezrozumiałymi symbolami zdawały się jakby pulsować
Ciemnością.
Maciejka przeskoczyła przez próg,
gotowa na kolejną przygodę. Chłopak jednak zatrzymał się po raz kolejny. Zdjął
przewieszony przez ramię miecz i dobył go jeszcze raz. Stal zasyczała cichutko
i melodyjnie, przecinając całun ciszy, który zapadł wokoło. Srebrne ostrze,
połyskujące w mroku zapadającej z wolna nocy było symbolem wspaniałych czasów i
przygód, nosicielem wspomnień.
Podobnie jak jego serce.
Serce wypełnione pamięcią o osobach,
dzięki którym znalazł się w tym miejscu, w chwili obecnej, w przededniu jutra.
Wierzył, że będzie to lepsze jutro.
Oparł miecz o ścianę, tuż przy
wyjściu. Może jeszcze kiedyś się przyda, gdy nadejdą lepsze czasy. Gdy uspokoi
się burza. Bo bohaterowie nie umierają nigdy, lecz odradzają się jako legendy.
Chwilę potem oboje z cichym
pyknięciem zniknęli w złocistym portalu, który jak zawsze pojawił się znikąd.
Nowy świat czekał po drugiej stronie
gotowy, by go odkryć.
Komentarze
Prześlij komentarz