VIII. Ostatni grzeszny, czyli zakupy w supermarkecie

#serial #fabularny #zabójcy #chaos

Miłosz zaspanym wzrokiem wpatrywał się w jasny ekranik. Przetarł oczy, ziewnął potężnie, z wolna połączył niewyraźne litery i odczytał krótką wiadomość. Odłożył komórkę na nocną szafkę, po czym nakrył się kołdrą i próbował zasnąć. Przez dłuższą chwilę przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Ze złością zgrzytnął zębami i podniósł głowę z poduszki.
Szczelniej otulił się szlafrokiem. Na korytarzu panował półmrok. Postacie na zawieszonych obrazach zdawały się wodzić wzrokiem za idącym wojownikiem. Mężczyzna wystawił w ich kierunku środkowy palec. Obiecał sobie, że przy następnej przeprowadzce pozbędzie się tych naprędce namalowanych bohomazów.
Szyderca stanął przed czarnymi drzwiami. Uniósł dłoń i zabębnił knykciami w matową powierzchnię. Nie czekając na zaproszenie, nacisnął klamkę. Na widok przyjaciela stanął jak słup soli i chyba po raz pierwszy w życiu zabrakło mu języka w gębie. A ostatnio mówił, że nic już go w życiu nie zaskoczy.
– Co ty, kurwa, wyprawiasz? – zapytał otwarcie.
Powietrze gęste było od uwalnianej energii. Pan Ciemności stał na środku pokoju, miał na sobie strzępy piżamy w misie. Ze szczupłych ramion wyrastały zakrzywione kolce. Poruszył lewym skrzydłem, niechcący strącił zakurzone tomiszcze z górnej półki biblioteczki. Bezradnie rozłożył ręce i spojrzał na Szydercę czarnymi oczyma.
– Mam pewien problem.
– To akurat widzę – burknął szermierz, podszedł do krzesła, usiadł i podparł brodę dłońmi. – Dobra, zwijaj te proporce, bo jak Olka przyjdzie, to będziesz miał przekichane.
– Właśnie o to chodzi. Obudziłem się i nie mogę zejść…
– Twoje starania o randkę z Thanatosem gówno mnie obchodzą – Miłosz skrzywił się z niesmakiem.
– Zejść na niższy poziom kretynie, nie umrzeć. Cholera jasna, masz jakiś pomysł?
– Oczywiście.
Wojownik złożył dłonie i wskoczył w jasnoniebieski portal. Wrócił po chwili taszcząc ze sobą spory kawał materiału, który przypominał namiotową płachtę lub płaszcz przeciwdeszczowy olbrzyma. Szyderca trzymał w dłoni miecz, którego ostrze przecinało włos na czworo nawet wtedy, gdy było tępe jak spojrzenie dresa. Pewnymi cięciami podzielił materiał na kilka równych części.
– Możesz je jakoś zwinąć? – zapytał wskazując na plecy maga.
– Nie wiem, spróbuję – Tomasz przymknął oczy i w skupieniu próbował złożyć skrzydła. Jedyne co uzyskał, to garść piór na podłodze.
– Wiem! Wyobraź sobie, że jesteś orłem lub jastrzębiem. Albo coś bliższego: kurą, kaczką. W końcu jesteś ze wsi.
– Nie denerwuj mnie.
Pan Ciemności przymknął powieki i z całych sił próbował wyobrazić sobie jak składa skrzydła. W umyśle nie wyglądało to najlepiej, gdyż ciągle zamiast własnych piór widział te kacze lub kurze. Po kilku chwilach do głowy wpadł mu obraz pikującego jastrzębia ze skrzydłami wzdłuż ciała. Miłosz pokiwał głową z uznaniem.
– Dobra, jakoś się udało. Teraz zarzuć to na siebie, powiemy Olce, że spiekłeś się na słońcu – rzucił okiem na wybrzuszenia na plecach i ramionach. – I powiedz, że kiepsko spałeś, bo sprawiasz wrażenie jakby cię połamało w kilku miejscach.
– Dzięki, stary.
– A, prawie zapomniałem – wojownik złożył dłonie i ze świetlistego portalu wyciągnął ciemne okulary przeciwsłoneczne, podał je Tomaszowi.
– I jak wyglądam?
Miłosz tylko czekał na to pytanie, żeby wybuchnąć śmiechem. Rechotał tak głośno jakby usłyszał najzabawniejszy żart świata. Po chwili rozbolał go brzuch, nie mógł zaczerpnąć tchu. Kiwał się na krześle, dysząc jak parowóz. Otarł załzawione oczy, ponownie spojrzał na stojącą przed nim maszkarę i znowu stracił dech w piersiach.
– Ej, na pewno nie jest tak źle – mruknął mag, stając przed lustrem. Po chwili sam nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Wyglądał jak szczupła, garbata wersja gajowego z popularnej sagi o młodym czarodzieju. Jak stanął bokiem przypominał znak zapytania, który po wielogodzinnych torturach próbuje się wyprostować. Jedno było pewne, w takim stroju nie miał szans na podryw. Poprawił czarne okulary zjeżdżające mu z nosa. Wzruszył ramionami.
– Bywało gorzej – rzekł pewnym siebie głosem.
– Żebyśmy dzisiaj nie walczyli, błagam – mruknął Szyderca spoglądając w sufit.
– Spokojnie, gdy nadejdzie mój czas, przybędę z pomocą. Wypatruj mnie o świcie… – rzucił teatralnym głosem i szczelniej okrył się namiotową plandeką. Wyjrzał zza drzwi. Było bezpiecznie, Olka pewnie jeszcze spała. Wyszedł ostrożnie z Miłoszem u boku, przemknął korytarzem aż do drzwi wejściowych. Sięgnął po klamkę, okropne skrzypnięcie rozdarło ciszę poranka. Nie zdążył zakląć, gdy obok niego pojawiła się Rewolwerowiec. Dziewczyna przekrzywiła głowę w prawo, w lewo, po chwili uznała, że wynaturzone straszydło, stojące przy drzwiach nie jest wytworem jej bujnej wyobraźni.
– Ooo, a co ci się stało?
– Hm, wpadłem do kociołka z magicznym wywarem – powiedział pierwsze w miarę sensowne wyjaśnienie, jakie przyszło mu na myśl. – Jak widzisz nie każdy dostaje nadludzkiej siły, mi na przykład trafił się szereg oparzeń drugiego stopnia.
– Już myślałam, że coś poważnego – stłumiła ziewnięcie i poczłapała do swojego pokoju. – I naoliw w końcu te zawiasy, cholernie skrzypią.
Po kilku sekundach z wnętrza sanuszkowej jaskini dało się słyszeć ciche pochrapywanie oraz kilka bezsensownych, chaotycznie rzuconych słów. Pan Ciemności założył buty i westchnął ciężko.
– Jestem pewien, że w głębi duszy się o mnie martwi.
– A ma czym? Nawet gdybyś naprawdę się oparzył, to twoja zdolność regeneracji poradziłaby sobie z tym w kilka godzin – zauważył wojownik wychodząc z domu.
Mężczyźni postanowili rozpocząć dzień od śniadania, a że w lodówce z jadalnych rzeczy mieli jedynie cytrynę, to udali się na zakupy do pobliskiego marketu. By znaleźć się w świątyni łowców promocji musieli najpierw przejść przez jezdnię. Stali więc na światłach, gdy kierowca w rozklekotanym maluchu zagapił się na Tomasza i ściął jedną z latarni. Zapaliło się zielone światło, przechodnie wciąż tkwili na chodniku, pokazywali maga palcami, przestraszone dzieci chowały się za rodzicami.
– Mają farta, że mam dobry humor – warknął Miłosz. Był zirytowany. W końcu to on miał pełne i wyłączne prawo do szydzenia z Władcy Ciemności. Czuł się jak gość, któremu obrażają młodszego brata, a wiadomo, że to starsze rodzeństwo ma w tej dziedzinie monopol.
Weszli do sklepu, Miłosz wziął koszyk i znaleźli się między półkami. Tomasz ostrożnie wrzucał produkty, uważając by przypadkiem nie zsunąć z siebie plandeki. Pochylił się nad ceną, poprawił okulary, upewnił się, że na tym produkcie może zaoszczędzić piętnaście groszy. Musiał jedynie kupić dwie sztuki. Wrzucił więc do koszyka sześć zbożowych batoników. Uwielbiał promocje.
– Szefie, dlaczego tu przychodzimy? Bród, smród i ubóstwo.
– Prawie jak w piekle, prawda?
Mag wyprostował się, próbował dostrzec rozmawiających mężczyzn, lecz ci zniknęli w tłumie kupujących. Jeden z nich miał znajomy głos, lecz Tomasz nie potrafił zestawić go z właściwą osobą. Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Nie, to raczej niemożliwe.
– Stary, tak czysto hipotetycznie, wyobraź sobie, że przywódca siedmiu grzechów głównych robi zakupy w osiedlowym markecie, tuż przy naszym miejscu zamieszkania. Co powiesz?
– To kurewsko idiotyczne założenie. Jakbym był takim gościem, to robiłbym zakupy gdzieś, gdzie sok winogronowy jest za osiem złotych – mruknął wojownik oglądając seledynowy kartonik.
– Tak myślałem.
Zabójcy przeszli na dział z piwem, głośno zastanawiali się nad wyborem trunku na wieczór. Nagle Tomasz poczuł uderzenie gorąca, chwycił się za pierś, do której ktoś przykładał stalowy pręt rozgrzany do czerwoności. Chciał rozłożyć skrzydła, ale Szyderca był szybszy, chwycił go za kark i szepnął do ucha:
– Wiem, że mnie słyszysz skurwielu. Przestań cudować, bo jak wyleziesz to rozpłatam ci gardło.
Nieoczekiwanie głos Miłosza sprawił, że rozeźlona istota, zamieszkująca Tomasza ustąpiła. Ból minął. Mag odetchnął z ulgą, chwycił dwa czteropaki i udał się do kasy. Oczywiście kolejka była niemiłosiernie długa a stojący w niej obywatele stękali niczym rozkapryszone bachory. Ludzka stonoga poruszała się wyjątkowo ślamazarnie, nie uszło to uwadze wszelkiej maści komentatorom. Najlepszy był rozczochrany facet, któremu bardzo się spieszyło. W końcu ćwiartka wody ognistej trzymana w dłoniach sama się nie obali.
– I jeszcze te kolejki, szefie daj spokój – rozległo się za plecami Zabójców.
– Spokojnie, zaraz wychodzimy.
Pan Ciemności odwrócił się i zerknął na dwóch mężczyzn w dobrze skrojonych garniturach. Jeden był wysokim blondynem o zakrzywionym orlim nosie, przez co jego twarz miała zwierzęcy, lekko drapieżny wygląd. Usta wydął w wyrazie obrzydzenia zmieszanego ze zniechęceniem. Widać było, że na zakupy nie wybrał się z własnej woli. Jego towarzysz uśmiechał się delikatnie, był spokojny, rozluźniony, jakby nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi. Spojrzał Tomaszowi prosto w oczy, wtedy rozpętało się piekło.
Mag zrzucił z siebie plandekę, rozprostował skrzydła, wyciągnął dłoń i zacisnął ją na gardle wciąż uśmiechającego się mężczyzny. Wybuchła panika, kupujący i sprzedawcy uznali, że ani praca, ani przecenione towary nie są rzeczami, za które warto by oddawać życie. Bez ładu i składu spieprzali w stronę wyjścia, byleby uciec jak najdalej. Ktoś rozpaczliwie wrzasnął, lecz zaraz umilkł, znikając pod butami oszalałego tłumu.
Miłosz złożył dłonie, wyciągnął z portalu srebrzysty miecz, który delikatnie zmienił fryzurę Superbii. Kilka jasnych włosów opadło na podłogę marketu.
– To oni? – Spytał grzech, patrząc na wojownika z wyraźną pogardą.
– Tak, to ostatni obrońcy, na jakich może liczyć ten podły świat. Żałosne, że…
Zwierzęcy ryk zagłuszył jego słowa. Czarna energia zmiotła najbliższe kasy, poustawiane w równych rzędach szpargały w jednej sekundzie zamieniły się w proch. Fala uderzeniowa dotarła do stoiska z alkoholem. Szklane butelki pękły jedna po drugiej, zalewając podłogę wysokoprocentową cieczą.
– Na wszystkich bogów, co tu się dzieje? – zapytała Olka włażąc przez roztrzaskaną witrynę do środka marketu. Wystarczyła jej sekunda, by odnaleźć się w sytuacji. Naiwne, przyjacielskie spojrzenie orzechowych oczu zniknęło jak za dotknięciem czrodziejskiej różdżki. Zastąpione zostało przez chłodny, bezlitosny błękit. Dłoń Rewolwerowca zastygła tuż nad skórzanym pasem, w którym tkwiły kolty.
Grimeor uprzejmie podniósł dłoń do czoła i pozdrowił Rewolwerowca. Sekundę później uderzył maga tak silnie, że ten grzmotnął w sklepową półkę i został przysypany kilkoma rodzajami konserw. Wybuch czarnej energii spopielił wszystko w promieniu metra od Tomasza, który właśnie wstawał z podłogi. W jego oczach próżno było szukać jakichkolwiek ludzkich emocji.
Zaatakował, lecz zanim zdążył dopaść Grimeora został unieruchomiony przez dwójkę Zabójców. Miłosz z nadludzką szybkością znalazł się tuż za nim i pochwycił kruczoczarne skrzydła. W tym samym czasie Olka wygięła mu boleśnie rękę, zmuszając maga do niezbyt zgrabnego ukłonu.
– Dobry piesek – przełożony siedmiu grzechów klęknął przy Tomaszu.
– Czemu tak szaleje? – zapytała Olka. – Coś się stało?
– Ostatnio trochę mu się pogorszyło, nie chcieliśmy cię martwić – odpowiedział wojownik przez zaciśnięte zęby.
– Jakie to wzruszające – przerwał Grimeor. – Zawsze bawiły mnie problemy rodzinne, a na początku było ich całkiem sporo.
Stres, poczucie zagrożenia, strach o przyjaciół oraz rzucane w jego stronę kpiny ­ wszystko to sprawiło, że Miłosz zrobił jedyną słuszną rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Zacisnął dłoń w pięść i z całej siły grzmotnął rozwścieczoną, szamoczącą się bestię prosto w skroń. Tomasz stracił przytomność, padł na ziemię niczym worek kartofli. Wojownik westchnął głośno, podniósł miecz i wyzywająco spojrzał na mężczyzn.
– Rozpierdolić was jednego po drugim, czy może obu naraz?
– Pozwól szefie, że ja się tym zajmę – mruknął Superbia wyciągając ręce z kieszeni.
Miłosz prychnął pogardliwie, dał znać Olce, by została przy nieprzytomnym przyjacielu. Teraz wszystko było w jego rękach. Musiał unieść to brzemię. Zerknął na Grimeora.
– Spokojnie, nie zabiję ich, przynajmniej na razie. To ma być dobre przedstawienie.
Szyderca i Pycha stanęli naprzeciwko siebie. Miłosz lekko skłonił głowę, jego przeciwnik nie odpowiedział na przywitanie. Wojownik skoczył do przodu, momentalnie wyczuł gwałtowny spadek temperatury. Wolną dłonią chwycił na wpół stopiony metalowy kosz, na którym zwykle stawiano kwiaty na sprzedaż. Cisnął ciężkie żelastwo przed siebie. Lodowa włócznia uderzyła w przeszkodę, rozpryskując się na tysiące drobnych elementów.
Władca Portali nie zdecydował się na zadanie ciosu, zamiast tego wykonał taktyczny odwrót i zniknął między półkami. Kucając tuż przy kilogramowym worku z kocią karmą, próbował wymyślić jakiś plan. Nienawidził walczyć z magami. Sparingi z Tomaszem częściowo przygotowały go do takich potyczek, ale… Złożył dłonie, wyciągnął z portalu lekką tarczę.
– Myślałeś, że będę równie żałosny co pozostali? – krzyknął grzech, rozglądając się wokół.
Miłosz mocniej ścisnął rękojeść miecza. Wodził wzrokiem po towarach, zagryzał zęby i myślał intensywnie nad kolejnym ruchem. Nagle poczuł nieprzyjemną wilgoć w prawym bucie. Spojrzał w dół i ujrzał swoje niewyraźne odbicie w tafli ogromnej kałuży. Wojownik zaklął szpetnie, podskoczył i chwycił się półki. Silne wyładowanie elektryczne przemknęły przez sklep. Pomyśleć, że życie uratowała mu pęknięta podeszwa.
Zeskoczył z półki, zrezygnował z pomysłu zakucia się w zbroję płytową. Jeden piorun i byłoby po nim. Zdecydował się postawić na szybkość. Jak zauważył, jego przeciwnik dość topornie posługiwał się magią. Oczywiście mogła to być jedynie prosta zmyłka, ale zgodnie z mądrością ludu: tonący brzytwy się chwytał.
Ostatnimi czasy Szyderca nie próżnował, poddawał się morderczym treningom. Pracował również nad hartem ducha, oddając się medytacji w zaciszu toaletowej boazerii. Dzień w dzień tuż przed zaśnięciem, oczyszczał umysł i wyobrażał sobie części składowe pieczęci. Każda składała się z kilku, czasami kilkunastu gestów, musiał więc nauczyć się jak przyspieszyć cały proces. W końcu myśl jest znacznie szybsza od dłoni.
Miłosz wyszedł zza półek, stanął przed Superbią i wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu, po czym zniknął. Pojawił się tuż za grzechem, zamarkował cios i rozpłynął się w powietrzu, unikając ognistego pocisku. Zaatakował z lewej strony, ostrze miecza ześlizgnęło się po kamiennym pancerzu.
– Żałosne – westchnął wysoki mężczyzna, parując kolejny cios.
Olka z przejęciem obserwowała walkę, chciała pomóc Miłoszowi, lecz nie mogła zostawić nieprzytomnego Tomasza sam na sam z wrogiem. Zerknęła na Grimeora, wyglądał na odrobinę znudzonego. Coraz częściej zamiast śledzić potyczkę, wolał podziwiać swoje doskonale wypielęgnowane paznokcie. Po kolejnej wymianie ciosów zakrył usta, tłumiąc potężne ziewnięcie i rzekł:
– Może dołączysz? Zrobi się ciekawiej.
– Nie zostawię go – warknęła Olka, nie odrywając wzroku od walczących.
– Jakbym chciał was zabić, zrobiłbym to w Londynie. Na razie jesteście mi potrzebni.
– Do czego?
– To moja słodka tajemnica – puścił do niej oko.
Tymczasem Miłosz miał spore kłopoty, żaden z jego ciosów nie sięgnął celu, a on sam powoli tracił siły. Właśnie powstrzymał atak ogromnego lodowego buzdyganu, który roztrzaskał się o tarczę. Chwilę później znów musiał schować się za metalowym obrońcą. Strumień magmy rozgrzał tarczę do czerwoności, boleśnie parząc dłoń wojownika.
– Kurwa – mruknął odrzucają puklerz. Walka w zwarciu była efektowna ale nie efektywna. Wypuścił z ręki miecz, który ze stukotem upadł na podłogę. Z obojętnością w oczach, jakiej nie powstydziłby się nawet brudny Harry, spojrzał na swojego przeciwnika i splunął.
Złożył dłonie, to była najwyższa pora, by przejść do konkretów. Podstawę pieczęci sklecił w myślach, resztę wykonał tradycyjnie. Zacisnął zęby z wysiłku, póki świetliste portale nie wypełniły sklepowej przestrzeni. W przejściach pojawiły się rozmaite narzędzia do robienia ludziom krzywdy: miecze, włócznie, halabardy, kusze oraz zaostrzone pale, które podwędził pewnemu hrabiemu. Wszystko to było skierowane w Superbię. Zabójca dał znak do ataku.
Po kilku sekundach kurz opadł, oczom Miłosza ukazała się kamienna, w wielu miejscach popękana skorupa, najeżona drewnem i żelazem. Wojownik zmrużył oczy, w jednym momencie całą jego broń pochłonął ogień piekielny. W środku pożogi stał Superbia.
– Skończyłeś? – spytał grzech.
Nagle wyraz jego twarzy zmienił się całkowicie, pogarda została zastąpiona przez mieszaninę bólu i wściekłości. Materiał garnituru powoli przesiąkał krwią. Mężczyzna chwycił się za ramię, powstrzymał krwawienie zamrażając ranę. Odwrócił się w stronę Olki, stojącej z rewolwerem w dłoni.
– Ty suko – wycedził przez zęby.
Dwukrotnie nacisnęła spust, tym razem pociski utknęły w kamiennych blokach. Natychmiast schowała broń do kabury i sięgnęła po sztylety. Rzuciła się w wir walki. Rozwścieczony Superbia miotał żywiołami na prawo i lewo. Najwidoczniej rozgrzewka już się skończyła.
Uchylił się przed wystrzeloną z portalu włócznią, zamachnął się pięścią, by uderzyć Rewolwerowca. Przed Olką pojawiła się tarcza z wyrytym na niej łbem surykatki. Miłosz stał nieopodal i z zawrotną prędkością składał pieczęcie. Wyglądał jak mistrz języka migowego, który wyjaśnia zawiłości fabularne „Mody na sukces”.
Zabójcy skupili się na atakach z lewej strony. Mieli wrażenie, że Superbia reaguje wolniej od strony zranionego ramienia. Olka zwinnie przeskoczyła nad kolcami wyrastającymi z podłogi, zamarkowała cios, jednocześnie wypuszczając sztylety z rąk. Błyskawicznie sięgnęła po rewolwery, które wypluły śmiercionośne pociski. Pierwsza z kul chybiła o milimetr, druga przestrzeliła dłoń mężczyzny.
Wyładowanie elektryczne uderzyło dziewczynę w pierś, rzucając ją na półkę z płatkami śniadaniowymi. Chciała wstać i wrócić do walki, spojrzała na swoje stopy, nie mogła poruszać nogą. Z przerażeniem patrzyła jak Miłosz wyciąga z portalu miecz i tarczę. Na kilka sekund przed tym jak ruszył do ataku, spojrzał na nią, a zaraz na przedmiot leżący tuż przy niej.
Szyderca grał na czas, zdawał sobie sprawę, że sam nie pokona Superbii. Zasłonił się tarczą przed deszczem kamiennych odłamków. Spróbował okręcić się na pięcie i ciąć na odlew, lecz noga uwięzła mu w lodowej bryle. Dostał pięścią w twarz tak silnie, że prawie stracił przytomność. Upuścił miecz i tarczę, stał bezbronny niczym dziecko.
– Nie mieliście żadnych szans. Jestem najpotężniejszym z grzechów. I tak oto kończy się legenda Zabójców Skurwysynów – powiedział tworząc na dłoni magmową kulę, którą zamierzał wepchnąć Miłoszowi do gardła.
– Słyszałeś może, że pycha zmiękcza grunt pod stopami zwycięzcy?
Huk wystrzału był porównywalny z wybuchem ogromnej petardy. Aleksandra przeładowała broń, gorąca łuska upadła na płatki śniadaniowe, topiąc plastikowe opakowanie. Zimne oczy Rewolwerowca spojrzały przez lunetę, ponownie nacisnęła spust.
Na piersi Superbii wykwitł czerwony kwiat, powiększający się z każdą chwilą. Mężczyzna dotknął mokrego miejsca, spojrzał na splamione krwią palce. Upadł na kolana, powiódł wokół bezradnym spojrzeniem. Zobaczył Grimeora, wystawił do niego rękę z niemą prośbą o pomoc. Dowódca siedmiu grzechów wykrzywił wargi, delektując się śmiercią podwładnego. Superbia padł twarzą do ziemi, na zimnych płytkach supermarketu wydał ostatnie tchnienie.
Olka złożyła dwójnóg i odrzuciła broń, paraliż powoli ustępował, choć wciąż nie mogła podnieść się o własnych siłach. Miłosz podniósł miecz, głowicą roztrzaskał lodową pułapkę, rozmasował zdrętwiałą nogę. Rozległy się gromkie oklaski, to Grimeor zbliżał się do wojownika, gratulując Zabójcom wygranej.
Tuż obok ciała ostatniego z grzechów otworzył się portal, z którego wypadły dwa szkielety. Nieumarli chwycili nieboszczyka za nogi i zniknęli w przejściu. Międzywymiarowe wrota nie zamknęły się za nimi, na scenę wkroczył Finisar, z nieodłącznie towarzyszącą mu lampką czerwonego wina. Spojrzał na zasapanego Miłosza i częściowo sparaliżowaną Olkę. Zacmokał współczująco.
– Wreszcie jesteś, dawno się nie widzieliśmy – Grimeor wyciągnął dłoń na powitanie.
– Wciąż żyjesz – mruknął Finisar ze smutkiem, wziął łyk wina i zauważył Tomasza. Przymknął oczy, koncentrując się na magu. Uniósł powieki, mimowolnie cofnął się o krok. Sprawa wyglądała poważniej niż przypuszczał, nie miał czasu do stracenia.
– Chętnie bym pogadał, ale niezbyt cię lubię – powiedział szczerze, po czym przeszedł przez portal.
– Idź, poczekam – Grimeor nie zdołał ukryć pożądania, które pojawiło się na jego twarzy. Tak, poczeka, bo ten świat był dla niego zdecydowanie za mały. Zniszczyć planetę i co dalej? Na obecnym poziomie odpowiedź była prosta: pustka oraz ciągły, niezaspokojony głód destrukcji.
Spojrzał na Miłosza, następnie na Olkę. Ciekawe, które z nich otrzyma Dar. Stawiał na mężczyznę, lecz ta dziewczyna również miała ogromny potencjał i doskonale walczyła. Roześmiał się w głos, zatarł ręce. Już nie mógł się doczekać. Przejmie Dar i zniszczy wszystkie światy, zaczynając od tej głupiej ziemi. Wyobraził sobie krzyki setek torturowanych, umierających stworzeń. Zadrżał z podniecenia.
W chwili gdy Grimeor bujał w obłokach, czekając na powrót Finisara, Tomasz podniósł powieki. Pozbawione źrenic oczy nie należały do istoty ludzkiej.

Komentarze

  1. "zabrakło mu języka w gębie", naprawdę? A nie "zapomniał" przypadkiem?
    "sięgnął po klamkę" - a czy "do klamki" nie brzmiałoby lepiej?
    "rozpierdolić was jeden po drugim" - a nie lepiej "jednego po drugim"?
    "myślałem, że będę równie żałosny, co pozostali?" - podejrzewam, że tu miało być "myślałeś".
    "Przecedził przez zęby" - a nie lepiej "wycedził"? Tak mi się wydaje.
    "Nie mogła poruszać nogę" - chyba nogą.
    "Zaczynając o tej głupiej ziemi" - zjadłeś "d".

    To tyle z czepiania się szczegółów, przecinków czepiać się nie będę. Plus za pale od Vlada Tepesa, jak podejrzewam :) A zakończenie takie, że miałoby się ochotę Cię kopnąć za urwanie akcji :P Moje uznanie, czytało się przyjemnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, poprawione. Ostatni odcinek już wkrótce :)

      Usuń
  2. ... O.O "(...) oglądając seledynowy kartonik" - o kurczę... ten kolor. Rozumiem, że przygotowujesz się mentalnie do roli ;D

    "Szyderca trzymał w dłoni miecz, którego ostrze przecinało włos na czworo nawet wtedy, gdy było tępe jak spojrzenie dresa". - matko moja, to zdanie... przechodzi przez moje zwoje mózgowe jak przez młynek do mielonki. :D Myślałam, że Szyderca spróbuje uciąć skrzydła tym tasakiem.

    "Nagle poczuł nieprzyjemną wilgoć w prawym bucie. Spojrzał w dół i ujrzał swoje niewyraźne odbicie w tafli ogromnej kałuży". - woda była tam przypadkowo? Myślałam, że Szyderca posikał się ze strachu :P

    "Wyglądał jak mistrz języka migowego, który wyjaśnia zawiłości fabularne <>". XD hahahah, dobre!

    "(...)oczom Miłosza ukazała się kamienna, w wielu miejscach popękana skorupa, najeżona drewnem i żelazem. Wojownik zmrużył oczy, w jednym momencie całą jego broń pochłonął ogień piekielny. W środku pożogi stał Superbia". - ta scena jest trochę niejasna. Domyślam się, że kamienna ściana, którą stworzył Pycha powstrzymała broń z portali, po czym znikła, pojawił się ogień który spalił broń, a Pycha stał obie nietknięty... tak było?

    "(...)spojrzała na swoje stopy, nie mogła poruszać nogą". - Wiem o co chodzi, ale nie muszę widzieć swoich stóp by nimi ruszać. Albo nie ruszać.

    "Aleksandra" - po raz pierwszy!!!! Yoooo

    "Zimne oczy Rewolwerowca spojrzały przez lunetę (...)" - ej skąd ja mam taki sprzęt? O.o i jeszcze statyw... miałam to ze sobą?

    Odcinek mi się podobał, choć przez to, że rozdziały czytam w dużym odstępie czasu nie pamiętam już jak do tego wszystkiego doszło. Tj: czemu nie można zabić Grimeora (Mogliśmy upgrade'owanemu Tobie pozwolić zrobić tam jatkę...), czemu cieszył się, że pokonaliśmy grzechy, co tam robił Finisar...
    Jak wydasz Zbójców drukiem to sobie na spokojnie od początku przeczytam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, czekaj na wielki finał, tam wszystko się wyjaśni :) Albo nic się nie wyjaśni, ale i tak będzie zajebiście!

      Usuń
    2. A co do Twojego komentarza to:
      1. Nie, mam w sobie kobiecą część :)
      2. Ostry mocno miecz.
      3. Jak możesz, Szyderca? Niewybaczalna potwarz!
      4. Dziękuję.
      5. Tak było.
      6. Co Ty gadasz... Dzięki za info :)
      7. Zdaję sobie z tego sprawę. Patos level ekspert.
      8. Sprzęt podał Ci Miłosz przez portal, dlatego dał Ci znak spojrzeniem.
      9. Nawet ja na 1 czy 2 poziomie nie mam szans z Grimeorem. Nawet nasza trójka razem wzięta nie ma z nim najmniejszych szans. A czemu się cieszył, dowiesz się w przyszłym odcinku :) Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz