VIII. Ostatni grzeszny, czyli zakupy w supermarkecie
#serial #fabularny #zabójcy #chaos
Miłosz zaspanym wzrokiem wpatrywał się w jasny ekranik. Przetarł oczy, ziewnął potężnie, z wolna połączył niewyraźne litery i odczytał krótką wiadomość. Odłożył komórkę na nocną szafkę, po czym nakrył się kołdrą i próbował zasnąć. Przez dłuższą chwilę przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Ze złością zgrzytnął zębami i podniósł głowę z poduszki.
Miłosz zaspanym wzrokiem wpatrywał się w jasny ekranik. Przetarł oczy, ziewnął potężnie, z wolna połączył niewyraźne litery i odczytał krótką wiadomość. Odłożył komórkę na nocną szafkę, po czym nakrył się kołdrą i próbował zasnąć. Przez dłuższą chwilę przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Ze złością zgrzytnął zębami i podniósł głowę z poduszki.
Szczelniej otulił
się szlafrokiem. Na korytarzu panował półmrok. Postacie na zawieszonych obrazach
zdawały się wodzić wzrokiem za idącym wojownikiem. Mężczyzna wystawił w ich
kierunku środkowy palec. Obiecał sobie, że przy następnej przeprowadzce pozbędzie
się tych naprędce namalowanych bohomazów.
Szyderca
stanął przed czarnymi drzwiami. Uniósł dłoń i zabębnił knykciami w matową
powierzchnię. Nie czekając na zaproszenie, nacisnął klamkę. Na widok
przyjaciela stanął jak słup soli i chyba po raz pierwszy w życiu zabrakło mu
języka w gębie. A ostatnio mówił, że nic już go w życiu nie zaskoczy.
– Co ty,
kurwa, wyprawiasz? – zapytał otwarcie.
Powietrze
gęste było od uwalnianej energii. Pan Ciemności stał na środku pokoju, miał na
sobie strzępy piżamy w misie. Ze szczupłych ramion wyrastały zakrzywione kolce.
Poruszył lewym skrzydłem, niechcący strącił zakurzone tomiszcze z górnej półki
biblioteczki. Bezradnie rozłożył ręce i spojrzał na Szydercę czarnymi oczyma.
– Mam pewien
problem.
– To akurat
widzę – burknął szermierz, podszedł do krzesła, usiadł i podparł brodę dłońmi. –
Dobra, zwijaj te proporce, bo jak Olka przyjdzie, to będziesz miał przekichane.
– Właśnie o to
chodzi. Obudziłem się i nie mogę zejść…
– Twoje starania
o randkę z Thanatosem gówno mnie obchodzą – Miłosz skrzywił się z niesmakiem.
– Zejść na
niższy poziom kretynie, nie umrzeć. Cholera jasna, masz jakiś pomysł?
– Oczywiście.
Wojownik
złożył dłonie i wskoczył w jasnoniebieski portal. Wrócił po chwili taszcząc ze
sobą spory kawał materiału, który przypominał namiotową płachtę lub płaszcz
przeciwdeszczowy olbrzyma. Szyderca trzymał w dłoni miecz, którego ostrze
przecinało włos na czworo nawet wtedy, gdy było tępe jak spojrzenie dresa.
Pewnymi cięciami podzielił materiał na kilka równych części.
– Możesz je
jakoś zwinąć? – zapytał wskazując na plecy maga.
– Nie wiem,
spróbuję – Tomasz przymknął oczy i w skupieniu próbował złożyć skrzydła. Jedyne
co uzyskał, to garść piór na podłodze.
– Wiem!
Wyobraź sobie, że jesteś orłem lub jastrzębiem. Albo coś bliższego: kurą,
kaczką. W końcu jesteś ze wsi.
– Nie denerwuj
mnie.
Pan Ciemności
przymknął powieki i z całych sił próbował wyobrazić sobie jak składa skrzydła.
W umyśle nie wyglądało to najlepiej, gdyż ciągle zamiast własnych piór widział
te kacze lub kurze. Po kilku chwilach do głowy wpadł mu obraz pikującego
jastrzębia ze skrzydłami wzdłuż ciała. Miłosz pokiwał głową z uznaniem.
– Dobra, jakoś
się udało. Teraz zarzuć to na siebie, powiemy Olce, że spiekłeś się na słońcu –
rzucił okiem na wybrzuszenia na plecach i ramionach. – I powiedz, że kiepsko
spałeś, bo sprawiasz wrażenie jakby cię połamało w kilku miejscach.
– Dzięki,
stary.
– A, prawie
zapomniałem – wojownik złożył dłonie i ze świetlistego portalu wyciągnął ciemne
okulary przeciwsłoneczne, podał je Tomaszowi.
– I jak
wyglądam?
Miłosz tylko
czekał na to pytanie, żeby wybuchnąć śmiechem. Rechotał tak głośno jakby
usłyszał najzabawniejszy żart świata. Po chwili rozbolał go brzuch, nie mógł
zaczerpnąć tchu. Kiwał się na krześle, dysząc jak parowóz. Otarł załzawione
oczy, ponownie spojrzał na stojącą przed nim maszkarę i znowu stracił dech w piersiach.
– Ej, na pewno
nie jest tak źle – mruknął mag, stając przed lustrem. Po chwili sam nie mógł
wytrzymać ze śmiechu. Wyglądał jak szczupła, garbata wersja gajowego z
popularnej sagi o młodym czarodzieju. Jak stanął bokiem przypominał znak
zapytania, który po wielogodzinnych torturach próbuje się wyprostować. Jedno
było pewne, w takim stroju nie miał szans na podryw. Poprawił czarne okulary
zjeżdżające mu z nosa. Wzruszył ramionami.
– Bywało
gorzej – rzekł pewnym siebie głosem.
– Żebyśmy
dzisiaj nie walczyli, błagam – mruknął Szyderca spoglądając w sufit.
– Spokojnie,
gdy nadejdzie mój czas, przybędę z pomocą. Wypatruj mnie o świcie… – rzucił
teatralnym głosem i szczelniej okrył się namiotową plandeką. Wyjrzał zza drzwi.
Było bezpiecznie, Olka pewnie jeszcze spała. Wyszedł ostrożnie z Miłoszem u
boku, przemknął korytarzem aż do drzwi wejściowych. Sięgnął po klamkę, okropne
skrzypnięcie rozdarło ciszę poranka. Nie zdążył zakląć, gdy obok niego pojawiła
się Rewolwerowiec. Dziewczyna przekrzywiła głowę w prawo, w lewo, po chwili
uznała, że wynaturzone straszydło, stojące przy drzwiach nie jest wytworem jej
bujnej wyobraźni.
– Ooo, a co ci
się stało?
– Hm, wpadłem
do kociołka z magicznym wywarem – powiedział pierwsze w miarę sensowne
wyjaśnienie, jakie przyszło mu na myśl. – Jak widzisz nie każdy dostaje
nadludzkiej siły, mi na przykład trafił się szereg oparzeń drugiego stopnia.
– Już
myślałam, że coś poważnego – stłumiła ziewnięcie i poczłapała do swojego
pokoju. – I naoliw w końcu te zawiasy, cholernie skrzypią.
Po kilku
sekundach z wnętrza sanuszkowej jaskini dało się słyszeć ciche pochrapywanie
oraz kilka bezsensownych, chaotycznie rzuconych słów. Pan Ciemności założył
buty i westchnął ciężko.
– Jestem
pewien, że w głębi duszy się o mnie martwi.
– A ma czym?
Nawet gdybyś naprawdę się oparzył, to twoja zdolność regeneracji poradziłaby
sobie z tym w kilka godzin – zauważył wojownik wychodząc z domu.
Mężczyźni
postanowili rozpocząć dzień od śniadania, a że w lodówce z jadalnych rzeczy
mieli jedynie cytrynę, to udali się na zakupy do pobliskiego marketu. By
znaleźć się w świątyni łowców promocji musieli najpierw przejść przez jezdnię.
Stali więc na światłach, gdy kierowca w rozklekotanym maluchu zagapił się na
Tomasza i ściął jedną z latarni. Zapaliło się zielone światło, przechodnie
wciąż tkwili na chodniku, pokazywali maga palcami, przestraszone dzieci chowały
się za rodzicami.
– Mają farta,
że mam dobry humor – warknął Miłosz. Był zirytowany. W końcu to on miał pełne i
wyłączne prawo do szydzenia z Władcy Ciemności. Czuł się jak gość, któremu
obrażają młodszego brata, a wiadomo, że to starsze rodzeństwo ma w tej
dziedzinie monopol.
Weszli do
sklepu, Miłosz wziął koszyk i znaleźli się między półkami. Tomasz ostrożnie
wrzucał produkty, uważając by przypadkiem nie zsunąć z siebie plandeki.
Pochylił się nad ceną, poprawił okulary, upewnił się, że na tym produkcie może
zaoszczędzić piętnaście groszy. Musiał jedynie kupić dwie sztuki. Wrzucił więc
do koszyka sześć zbożowych batoników. Uwielbiał promocje.
– Szefie,
dlaczego tu przychodzimy? Bród, smród i ubóstwo.
– Prawie jak w
piekle, prawda?
Mag
wyprostował się, próbował dostrzec rozmawiających mężczyzn, lecz ci zniknęli w
tłumie kupujących. Jeden z nich miał znajomy głos, lecz Tomasz nie potrafił
zestawić go z właściwą osobą. Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Nie, to raczej
niemożliwe.
– Stary, tak
czysto hipotetycznie, wyobraź sobie, że przywódca siedmiu grzechów głównych
robi zakupy w osiedlowym markecie, tuż przy naszym miejscu zamieszkania. Co
powiesz?
– To kurewsko
idiotyczne założenie. Jakbym był takim gościem, to robiłbym zakupy gdzieś,
gdzie sok winogronowy jest za osiem złotych – mruknął wojownik oglądając
seledynowy kartonik.
– Tak
myślałem.
Zabójcy
przeszli na dział z piwem, głośno zastanawiali się nad wyborem trunku na
wieczór. Nagle Tomasz poczuł uderzenie gorąca, chwycił się za pierś, do której
ktoś przykładał stalowy pręt rozgrzany do czerwoności. Chciał rozłożyć
skrzydła, ale Szyderca był szybszy, chwycił go za kark i szepnął do ucha:
– Wiem, że
mnie słyszysz skurwielu. Przestań cudować, bo jak wyleziesz to rozpłatam ci
gardło.
Nieoczekiwanie
głos Miłosza sprawił, że rozeźlona istota, zamieszkująca Tomasza ustąpiła. Ból
minął. Mag odetchnął z ulgą, chwycił dwa czteropaki i udał się do kasy.
Oczywiście kolejka była niemiłosiernie długa a stojący w niej obywatele stękali
niczym rozkapryszone bachory. Ludzka stonoga poruszała się wyjątkowo
ślamazarnie, nie uszło to uwadze wszelkiej maści komentatorom. Najlepszy był
rozczochrany facet, któremu bardzo się spieszyło. W końcu ćwiartka wody
ognistej trzymana w dłoniach sama się nie obali.
– I jeszcze te
kolejki, szefie daj spokój – rozległo się za plecami Zabójców.
– Spokojnie,
zaraz wychodzimy.
Pan Ciemności
odwrócił się i zerknął na dwóch mężczyzn w dobrze skrojonych garniturach. Jeden
był wysokim blondynem o zakrzywionym orlim nosie, przez co jego twarz miała
zwierzęcy, lekko drapieżny wygląd. Usta wydął w wyrazie obrzydzenia zmieszanego
ze zniechęceniem. Widać było, że na zakupy nie wybrał się z własnej woli. Jego
towarzysz uśmiechał się delikatnie, był spokojny, rozluźniony, jakby nic nie
mogło wyprowadzić go z równowagi. Spojrzał Tomaszowi prosto w oczy, wtedy
rozpętało się piekło.
Mag zrzucił z
siebie plandekę, rozprostował skrzydła, wyciągnął dłoń i zacisnął ją na gardle
wciąż uśmiechającego się mężczyzny. Wybuchła panika, kupujący i sprzedawcy
uznali, że ani praca, ani przecenione towary nie są rzeczami, za które warto by
oddawać życie. Bez ładu i składu spieprzali w stronę wyjścia, byleby uciec jak
najdalej. Ktoś rozpaczliwie wrzasnął, lecz zaraz umilkł, znikając pod butami
oszalałego tłumu.
Miłosz złożył
dłonie, wyciągnął z portalu srebrzysty miecz, który delikatnie zmienił fryzurę
Superbii. Kilka jasnych włosów opadło na podłogę marketu.
– To oni? –
Spytał grzech, patrząc na wojownika z wyraźną pogardą.
– Tak, to
ostatni obrońcy, na jakich może liczyć ten podły świat. Żałosne, że…
Zwierzęcy ryk
zagłuszył jego słowa. Czarna energia zmiotła najbliższe kasy, poustawiane w
równych rzędach szpargały w jednej sekundzie zamieniły się w proch. Fala
uderzeniowa dotarła do stoiska z alkoholem. Szklane butelki pękły jedna po
drugiej, zalewając podłogę wysokoprocentową cieczą.
– Na
wszystkich bogów, co tu się dzieje? – zapytała Olka włażąc przez roztrzaskaną
witrynę do środka marketu. Wystarczyła jej sekunda, by odnaleźć się w sytuacji.
Naiwne, przyjacielskie spojrzenie orzechowych oczu zniknęło jak za dotknięciem czrodziejskiej
różdżki. Zastąpione zostało przez chłodny, bezlitosny błękit. Dłoń Rewolwerowca
zastygła tuż nad skórzanym pasem, w którym tkwiły kolty.
Grimeor
uprzejmie podniósł dłoń do czoła i pozdrowił Rewolwerowca. Sekundę później
uderzył maga tak silnie, że ten grzmotnął w sklepową półkę i został przysypany
kilkoma rodzajami konserw. Wybuch czarnej energii spopielił wszystko w
promieniu metra od Tomasza, który właśnie wstawał z podłogi. W jego oczach
próżno było szukać jakichkolwiek ludzkich emocji.
Zaatakował,
lecz zanim zdążył dopaść Grimeora został unieruchomiony przez dwójkę Zabójców.
Miłosz z nadludzką szybkością znalazł się tuż za nim i pochwycił kruczoczarne
skrzydła. W tym samym czasie Olka wygięła mu boleśnie rękę, zmuszając maga do
niezbyt zgrabnego ukłonu.
– Dobry piesek
– przełożony siedmiu grzechów klęknął przy Tomaszu.
– Czemu tak
szaleje? – zapytała Olka. – Coś się stało?
– Ostatnio
trochę mu się pogorszyło, nie chcieliśmy cię martwić – odpowiedział wojownik
przez zaciśnięte zęby.
– Jakie to
wzruszające – przerwał Grimeor. – Zawsze bawiły mnie problemy rodzinne, a na
początku było ich całkiem sporo.
Stres,
poczucie zagrożenia, strach o przyjaciół oraz rzucane w jego stronę kpiny
wszystko to sprawiło, że Miłosz zrobił jedyną słuszną rzecz, jaka przyszła mu
do głowy. Zacisnął dłoń w pięść i z całej siły grzmotnął rozwścieczoną,
szamoczącą się bestię prosto w skroń. Tomasz stracił przytomność, padł na
ziemię niczym worek kartofli. Wojownik westchnął głośno, podniósł miecz i
wyzywająco spojrzał na mężczyzn.
– Rozpierdolić
was jednego po drugim, czy może obu naraz?
– Pozwól
szefie, że ja się tym zajmę – mruknął Superbia wyciągając ręce z kieszeni.
Miłosz
prychnął pogardliwie, dał znać Olce, by została przy nieprzytomnym przyjacielu.
Teraz wszystko było w jego rękach. Musiał unieść to brzemię. Zerknął na
Grimeora.
– Spokojnie,
nie zabiję ich, przynajmniej na razie. To ma być dobre przedstawienie.
Szyderca i
Pycha stanęli naprzeciwko siebie. Miłosz lekko skłonił głowę, jego przeciwnik
nie odpowiedział na przywitanie. Wojownik skoczył do przodu, momentalnie wyczuł
gwałtowny spadek temperatury. Wolną dłonią chwycił na wpół stopiony metalowy
kosz, na którym zwykle stawiano kwiaty na sprzedaż. Cisnął ciężkie żelastwo
przed siebie. Lodowa włócznia uderzyła w przeszkodę, rozpryskując się na
tysiące drobnych elementów.
Władca Portali
nie zdecydował się na zadanie ciosu, zamiast tego wykonał taktyczny odwrót i
zniknął między półkami. Kucając tuż przy kilogramowym worku z kocią karmą,
próbował wymyślić jakiś plan. Nienawidził walczyć z magami. Sparingi z Tomaszem
częściowo przygotowały go do takich potyczek, ale… Złożył dłonie, wyciągnął z
portalu lekką tarczę.
– Myślałeś, że
będę równie żałosny co pozostali? – krzyknął grzech, rozglądając się wokół.
Miłosz mocniej
ścisnął rękojeść miecza. Wodził wzrokiem po towarach, zagryzał zęby i myślał
intensywnie nad kolejnym ruchem. Nagle poczuł nieprzyjemną wilgoć w prawym
bucie. Spojrzał w dół i ujrzał swoje niewyraźne odbicie w tafli ogromnej
kałuży. Wojownik zaklął szpetnie, podskoczył i chwycił się półki. Silne
wyładowanie elektryczne przemknęły przez sklep. Pomyśleć, że życie uratowała mu
pęknięta podeszwa.
Zeskoczył z
półki, zrezygnował z pomysłu zakucia się w zbroję płytową. Jeden piorun i
byłoby po nim. Zdecydował się postawić na szybkość. Jak zauważył, jego
przeciwnik dość topornie posługiwał się magią. Oczywiście mogła to być jedynie
prosta zmyłka, ale zgodnie z mądrością ludu: tonący brzytwy się chwytał.
Ostatnimi
czasy Szyderca nie próżnował, poddawał się morderczym treningom. Pracował
również nad hartem ducha, oddając się medytacji w zaciszu toaletowej boazerii.
Dzień w dzień tuż przed zaśnięciem, oczyszczał umysł i wyobrażał sobie części
składowe pieczęci. Każda składała się z kilku, czasami kilkunastu gestów,
musiał więc nauczyć się jak przyspieszyć cały proces. W końcu myśl jest znacznie
szybsza od dłoni.
Miłosz wyszedł
zza półek, stanął przed Superbią i wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu, po czym
zniknął. Pojawił się tuż za grzechem, zamarkował cios i rozpłynął się w
powietrzu, unikając ognistego pocisku. Zaatakował z lewej strony, ostrze miecza
ześlizgnęło się po kamiennym pancerzu.
– Żałosne –
westchnął wysoki mężczyzna, parując kolejny cios.
Olka z
przejęciem obserwowała walkę, chciała pomóc Miłoszowi, lecz nie mogła zostawić
nieprzytomnego Tomasza sam na sam z wrogiem. Zerknęła na Grimeora, wyglądał na
odrobinę znudzonego. Coraz częściej zamiast śledzić potyczkę, wolał podziwiać
swoje doskonale wypielęgnowane paznokcie. Po kolejnej wymianie ciosów zakrył
usta, tłumiąc potężne ziewnięcie i rzekł:
– Może
dołączysz? Zrobi się ciekawiej.
– Nie zostawię
go – warknęła Olka, nie odrywając wzroku od walczących.
– Jakbym
chciał was zabić, zrobiłbym to w Londynie. Na razie jesteście mi potrzebni.
– Do czego?
– To moja
słodka tajemnica – puścił do niej oko.
Tymczasem
Miłosz miał spore kłopoty, żaden z jego ciosów nie sięgnął celu, a on sam
powoli tracił siły. Właśnie powstrzymał atak ogromnego lodowego buzdyganu,
który roztrzaskał się o tarczę. Chwilę później znów musiał schować się za
metalowym obrońcą. Strumień magmy rozgrzał tarczę do czerwoności, boleśnie
parząc dłoń wojownika.
– Kurwa –
mruknął odrzucają puklerz. Walka w zwarciu była efektowna ale nie efektywna.
Wypuścił z ręki miecz, który ze stukotem upadł na podłogę. Z obojętnością w
oczach, jakiej nie powstydziłby się nawet brudny Harry, spojrzał na swojego
przeciwnika i splunął.
Złożył dłonie,
to była najwyższa pora, by przejść do konkretów. Podstawę pieczęci sklecił w
myślach, resztę wykonał tradycyjnie. Zacisnął zęby z wysiłku, póki świetliste
portale nie wypełniły sklepowej przestrzeni. W przejściach pojawiły się
rozmaite narzędzia do robienia ludziom krzywdy: miecze, włócznie, halabardy,
kusze oraz zaostrzone pale, które podwędził pewnemu hrabiemu. Wszystko to było
skierowane w Superbię. Zabójca dał znak do ataku.
Po kilku
sekundach kurz opadł, oczom Miłosza ukazała się kamienna, w wielu miejscach
popękana skorupa, najeżona drewnem i żelazem. Wojownik zmrużył oczy, w jednym
momencie całą jego broń pochłonął ogień piekielny. W środku pożogi stał
Superbia.
– Skończyłeś?
– spytał grzech.
Nagle wyraz
jego twarzy zmienił się całkowicie, pogarda została zastąpiona przez mieszaninę
bólu i wściekłości. Materiał garnituru powoli przesiąkał krwią. Mężczyzna
chwycił się za ramię, powstrzymał krwawienie zamrażając ranę. Odwrócił się w
stronę Olki, stojącej z rewolwerem w dłoni.
– Ty suko – wycedził przez zęby.
Dwukrotnie
nacisnęła spust, tym razem pociski utknęły w kamiennych blokach. Natychmiast
schowała broń do kabury i sięgnęła po sztylety. Rzuciła się w wir walki.
Rozwścieczony Superbia miotał żywiołami na prawo i lewo. Najwidoczniej
rozgrzewka już się skończyła.
Uchylił się
przed wystrzeloną z portalu włócznią, zamachnął się pięścią, by uderzyć
Rewolwerowca. Przed Olką pojawiła się tarcza z wyrytym na niej łbem surykatki.
Miłosz stał nieopodal i z zawrotną prędkością składał pieczęcie. Wyglądał jak
mistrz języka migowego, który wyjaśnia zawiłości fabularne „Mody na sukces”.
Zabójcy
skupili się na atakach z lewej strony. Mieli wrażenie, że Superbia reaguje
wolniej od strony zranionego ramienia. Olka zwinnie przeskoczyła nad kolcami
wyrastającymi z podłogi, zamarkowała cios, jednocześnie wypuszczając sztylety z
rąk. Błyskawicznie sięgnęła po rewolwery, które wypluły śmiercionośne pociski.
Pierwsza z kul chybiła o milimetr, druga przestrzeliła dłoń mężczyzny.
Wyładowanie
elektryczne uderzyło dziewczynę w pierś, rzucając ją na półkę z płatkami
śniadaniowymi. Chciała wstać i wrócić do walki, spojrzała na swoje stopy, nie
mogła poruszać nogą. Z przerażeniem patrzyła jak Miłosz wyciąga z portalu miecz
i tarczę. Na kilka sekund przed tym jak ruszył do ataku, spojrzał na nią, a
zaraz na przedmiot leżący tuż przy niej.
Szyderca grał
na czas, zdawał sobie sprawę, że sam nie pokona Superbii. Zasłonił się tarczą
przed deszczem kamiennych odłamków. Spróbował okręcić się na pięcie i ciąć na
odlew, lecz noga uwięzła mu w lodowej bryle. Dostał pięścią w twarz tak silnie,
że prawie stracił przytomność. Upuścił miecz i tarczę, stał bezbronny niczym
dziecko.
– Nie
mieliście żadnych szans. Jestem najpotężniejszym z grzechów. I tak oto kończy
się legenda Zabójców Skurwysynów – powiedział tworząc na dłoni magmową kulę,
którą zamierzał wepchnąć Miłoszowi do gardła.
– Słyszałeś
może, że pycha zmiękcza grunt pod stopami zwycięzcy?
Huk wystrzału
był porównywalny z wybuchem ogromnej petardy. Aleksandra przeładowała broń,
gorąca łuska upadła na płatki śniadaniowe, topiąc plastikowe opakowanie. Zimne
oczy Rewolwerowca spojrzały przez lunetę, ponownie nacisnęła spust.
Na piersi
Superbii wykwitł czerwony kwiat, powiększający się z każdą chwilą. Mężczyzna
dotknął mokrego miejsca, spojrzał na splamione krwią palce. Upadł na kolana,
powiódł wokół bezradnym spojrzeniem. Zobaczył Grimeora, wystawił do niego rękę
z niemą prośbą o pomoc. Dowódca siedmiu grzechów wykrzywił wargi, delektując
się śmiercią podwładnego. Superbia padł twarzą do ziemi, na zimnych płytkach
supermarketu wydał ostatnie tchnienie.
Olka złożyła
dwójnóg i odrzuciła broń, paraliż powoli ustępował, choć wciąż nie mogła
podnieść się o własnych siłach. Miłosz podniósł miecz, głowicą roztrzaskał
lodową pułapkę, rozmasował zdrętwiałą nogę. Rozległy się gromkie oklaski, to
Grimeor zbliżał się do wojownika, gratulując Zabójcom wygranej.
Tuż obok ciała
ostatniego z grzechów otworzył się portal, z którego wypadły dwa szkielety.
Nieumarli chwycili nieboszczyka za nogi i zniknęli w przejściu. Międzywymiarowe
wrota nie zamknęły się za nimi, na scenę wkroczył Finisar, z nieodłącznie
towarzyszącą mu lampką czerwonego wina. Spojrzał na zasapanego Miłosza i
częściowo sparaliżowaną Olkę. Zacmokał współczująco.
– Wreszcie
jesteś, dawno się nie widzieliśmy – Grimeor wyciągnął dłoń na powitanie.
– Wciąż żyjesz
– mruknął Finisar ze smutkiem, wziął łyk wina i zauważył Tomasza. Przymknął
oczy, koncentrując się na magu. Uniósł powieki, mimowolnie cofnął się o krok.
Sprawa wyglądała poważniej niż przypuszczał, nie miał czasu do stracenia.
– Chętnie bym
pogadał, ale niezbyt cię lubię – powiedział szczerze, po czym przeszedł przez
portal.
– Idź,
poczekam – Grimeor nie zdołał ukryć pożądania, które pojawiło się na jego
twarzy. Tak, poczeka, bo ten świat był dla niego zdecydowanie za mały.
Zniszczyć planetę i co dalej? Na obecnym poziomie odpowiedź była prosta: pustka
oraz ciągły, niezaspokojony głód destrukcji.
Spojrzał na
Miłosza, następnie na Olkę. Ciekawe, które z nich otrzyma Dar. Stawiał na
mężczyznę, lecz ta dziewczyna również miała ogromny potencjał i doskonale
walczyła. Roześmiał się w głos, zatarł ręce. Już nie mógł się doczekać.
Przejmie Dar i zniszczy wszystkie światy, zaczynając od tej głupiej ziemi.
Wyobraził sobie krzyki setek torturowanych, umierających stworzeń. Zadrżał z
podniecenia.
W chwili gdy
Grimeor bujał w obłokach, czekając na powrót Finisara, Tomasz podniósł powieki.
Pozbawione źrenic oczy nie należały do istoty ludzkiej.
"zabrakło mu języka w gębie", naprawdę? A nie "zapomniał" przypadkiem?
OdpowiedzUsuń"sięgnął po klamkę" - a czy "do klamki" nie brzmiałoby lepiej?
"rozpierdolić was jeden po drugim" - a nie lepiej "jednego po drugim"?
"myślałem, że będę równie żałosny, co pozostali?" - podejrzewam, że tu miało być "myślałeś".
"Przecedził przez zęby" - a nie lepiej "wycedził"? Tak mi się wydaje.
"Nie mogła poruszać nogę" - chyba nogą.
"Zaczynając o tej głupiej ziemi" - zjadłeś "d".
To tyle z czepiania się szczegółów, przecinków czepiać się nie będę. Plus za pale od Vlada Tepesa, jak podejrzewam :) A zakończenie takie, że miałoby się ochotę Cię kopnąć za urwanie akcji :P Moje uznanie, czytało się przyjemnie.
Pozdrawiam :)
Dzięki, poprawione. Ostatni odcinek już wkrótce :)
Usuń... O.O "(...) oglądając seledynowy kartonik" - o kurczę... ten kolor. Rozumiem, że przygotowujesz się mentalnie do roli ;D
OdpowiedzUsuń"Szyderca trzymał w dłoni miecz, którego ostrze przecinało włos na czworo nawet wtedy, gdy było tępe jak spojrzenie dresa". - matko moja, to zdanie... przechodzi przez moje zwoje mózgowe jak przez młynek do mielonki. :D Myślałam, że Szyderca spróbuje uciąć skrzydła tym tasakiem.
"Nagle poczuł nieprzyjemną wilgoć w prawym bucie. Spojrzał w dół i ujrzał swoje niewyraźne odbicie w tafli ogromnej kałuży". - woda była tam przypadkowo? Myślałam, że Szyderca posikał się ze strachu :P
"Wyglądał jak mistrz języka migowego, który wyjaśnia zawiłości fabularne <>". XD hahahah, dobre!
"(...)oczom Miłosza ukazała się kamienna, w wielu miejscach popękana skorupa, najeżona drewnem i żelazem. Wojownik zmrużył oczy, w jednym momencie całą jego broń pochłonął ogień piekielny. W środku pożogi stał Superbia". - ta scena jest trochę niejasna. Domyślam się, że kamienna ściana, którą stworzył Pycha powstrzymała broń z portali, po czym znikła, pojawił się ogień który spalił broń, a Pycha stał obie nietknięty... tak było?
"(...)spojrzała na swoje stopy, nie mogła poruszać nogą". - Wiem o co chodzi, ale nie muszę widzieć swoich stóp by nimi ruszać. Albo nie ruszać.
"Aleksandra" - po raz pierwszy!!!! Yoooo
"Zimne oczy Rewolwerowca spojrzały przez lunetę (...)" - ej skąd ja mam taki sprzęt? O.o i jeszcze statyw... miałam to ze sobą?
Odcinek mi się podobał, choć przez to, że rozdziały czytam w dużym odstępie czasu nie pamiętam już jak do tego wszystkiego doszło. Tj: czemu nie można zabić Grimeora (Mogliśmy upgrade'owanemu Tobie pozwolić zrobić tam jatkę...), czemu cieszył się, że pokonaliśmy grzechy, co tam robił Finisar...
Jak wydasz Zbójców drukiem to sobie na spokojnie od początku przeczytam ;D
Spokojnie, czekaj na wielki finał, tam wszystko się wyjaśni :) Albo nic się nie wyjaśni, ale i tak będzie zajebiście!
UsuńA co do Twojego komentarza to:
Usuń1. Nie, mam w sobie kobiecą część :)
2. Ostry mocno miecz.
3. Jak możesz, Szyderca? Niewybaczalna potwarz!
4. Dziękuję.
5. Tak było.
6. Co Ty gadasz... Dzięki za info :)
7. Zdaję sobie z tego sprawę. Patos level ekspert.
8. Sprzęt podał Ci Miłosz przez portal, dlatego dał Ci znak spojrzeniem.
9. Nawet ja na 1 czy 2 poziomie nie mam szans z Grimeorem. Nawet nasza trójka razem wzięta nie ma z nim najmniejszych szans. A czemu się cieszył, dowiesz się w przyszłym odcinku :) Pozdrawiam.