Ostatnia ofiara
I przed Wami ósmy już tekst zadaniowy z mojej strony. Oto wyznaczniki: sześciotysięcznik, butelka z wodą, wilk, kamienny krąg, martwy łoś, maska, błękitne światło. Przyjemnej lektury :)
#tajemnica #krótkie #2strony
– Dlaczego
wszystko muszę robić sam? – mężczyzna podrapał się po długiej siwej brodzie,
której koniec zatknął za pas spodni. Otarł pot z czoła, poprawił zsuwającą się
czapkę i ponownie chwycił dwa kije, złączone skórzanym rzemykiem. Na
prowizorycznych noszach leżały szczątki łosia. Martwe oczy zwierzęcia obojętnie
patrzyły wokół, zerkały na gałęzie drzew, uginające się pod ciężarem śnieżnych
czap.
Starzec był w
drodze już od kilku dni. Coraz częściej przystawał, oglądał się za siebie, narzekał
na podły los, który poskąpił mu syna a nie pożałował córek. Tak, jakby miał
syna na pewno byłoby lżej. Zerknął przez ramię na wleczone truchło. Przy
odrobinie szczęścia duch zwierzęcia wciąż tkwił w tym martwym ciele. W
przeciwnym razie Pan Gór nie będzie zachwycony z ofiary.
– Przepraszam
pana, niech się pan zatrzyma! – ludzki głos sprawił, że siwobrody przystanął i
z zaciekawieniem obrócił się w stronę wołającego. Przybysz był młody, może po
dwudziestce, zdjął grubą rękawicę i podał dłoń dziadkowi. Ten spojrzał na wyciągniętą
rękę i nie zareagował, więc chłopak nieco przygasł, lecz zaraz odzyskał pewność
siebie. Z ogromnego plecaka wyjął szczegółową mapę okolicy.
– Zmierzam na
ten szczyt – wskazał palcem. – I chyba się zgubiłem. Wie pan może gdzie jest
najbliższe schronisko?
– Wiem. I
możemy się wymienić, chłopcze. Ja ci powiem, gdzie jest schronisko, a w zamian
pomożesz ciągnąć mojego przyjaciela. Nie martw się, idziemy w tym samym
kierunku.
– Co też
ludzie widzą w łażeniu po górach – burknął starzec, gdy podróżnik chwycił za
rączki noszy i zaczęli iść równym tempem. – Gubią się często, szukać trzeba,
nierzadko na kość zamarzają.
– Pan nie lubi
gór?
– Tu się
urodziłem, dorosłem i zestarzałem. Chyba nie miałem wyjścia, musiałem pokochać
te cholerne szlaki, pokryte białym puchem. A ty, przypomnij mi chłopcze, gdzie
zmierzałeś?
– Na ten
sześciotysięcznik, jeśli uda mi się go zdobyć, będę pierwszym, który tego
dokonał. Chcę spróbować.
– Eh, młodość
i ambicja. Niebezpieczne połączenie.
Starzec pokręcił
głową, jakby chciał pozbyć się śniegu, który delikatną warstwą okrył jego
czapkę. Pamiętał jak sam był młodzieniaszkiem, chodził po górach, zanurzał
stopy w lodowatych potokach, gonił za nieuchwytnym. Robił wszystko by
zaimponować innym. Z biegiem czasu zrozumiał, że było to bardzo głupie.
Po blisko
trzech kwadransach wędrówki staruszek nieoczekiwanie zatrzymał się na środku
ścieżki. Rozejrzał się w prawo i w lewo, dla pewności zerknął w górę. Turysta
był kompletnie zaskoczony nagłym postojem, lecz wykorzystał ten czas, by zaczerpnąć
powietrza i odrobinę zregenerować siły. Oddychał głęboko, obserwując jak gęsta
para z jego ust rozpływa się w powietrzu.
– Dziękuję za
pomoc młodzieńcze, idź dalej tą ścieżką a dotrzesz do schroniska. Jeśli mnie
pamięć nie myli, podają tam bardzo dobre piwo.
– A co z
panem? Zostaje pan tutaj? Nie widzę innej drogi.
– Nie wszystko
jest widoczne gołym okiem – odparł filozoficznie starzec. – Jestem prawie na
miejscu.
– To może
jeszcze panu pomogę? I zdążę przed zmrokiem do schroniska.
– Hmmm…
Dziadek
spojrzał na zwłoki łosia umieszczone na noszach. Natychmiast przypomniał sobie
ile ważyły i jak ciężko ciągnęło się je po śniegu. Rozprostował bolące plecy,
które odczuwały kilkudniową podróż. Dwadzieścia lat temu mógł z czystym
sumieniem odrzucić ofertę młodzika, lecz teraz sprawa wyglądała zupełnie
inaczej. Machnął ręką i rzekł z rezygnacją w głosie:
– W porządku. Tylko
pod jednym warunkiem: nie zadawaj pytań. I tak nie zrozumiesz odpowiedzi.
Starzec
uklęknął na jedno kolano, pochylił głowę, wyszeptał kilka tajemniczo brzmiących
słów. Świat zdawał się odpowiadać na tę dziwną modlitwę, wicher zagwizdał
wesoło, drzewa zatrzeszczały i zaczęły tańczyć. Już po chwili w gęstym jodłowym
lesie wiła się ścieżka ginąca w mroku. Mężczyzna wstał, otrzepał spodnie z
białego puchu, poprawił czapkę i roześmiał się na widok miny turysty.
Celem ich
wędrówki okazała się ośnieżona polana, na której w równym okręgu stało pięć
ogromnych głazów. Na samym środku znajdował się wielki podłużny kamień,
przypominający ołtarz. Całość otaczała auta świętości, miało się wrażenie, że
tuż obok, na granicy lasu stoją zapomniani bogowie, czekający na ofiarę.
Starzec wraz z
pomocnym mężczyzną wtaszczyli zmarznięte truchło łosia na środek ołtarza.
Dziadek pochylił się nad noszami, pogmerał chwilę i spod futra wyciągnął
butelkę z wodą. Niska temperatura zrobiła swoje i teraz trzymał w dłoni
pojemnik wypełniony lodową bryłą. Niezrażony drobną niedogodnością, zgarnął
śnieg z kamiennej płyty i postawił na niej butelkę. Już po chwili buchnęła
para, lód zmienił się w ciecz.
– Panie Gór, przyjmij
tę oto ofiarę od swego pokornego sługi – zaczął siwobrody, polewając wodą
martwe zwierzę. – Miej nas w opiece, chroń przed lawinami i stadami
wygłodniałych wilków. Panie nasz…
Złożone na
ołtarzu ciało otoczyła niebieska poświata. Z truchła wydobyło się jasne
światło, które przybrało kształt łosia o wspaniałym porożu. Zwierzę pokręciło
łbem, spojrzało na turystę i podeszło do niego, domagając się pieszczoty.
Mężczyzna podniósł rękę i pogłaskał łosia, otworzył usta i połknął w całości
błękitne światło. Uśmiechnął się do oniemiałego starca.
Pan Gór
zrzucił z siebie maskę zagubionego turysty, stał teraz z narzuconym na ramiona
czarnym futrem. Wyciągnął rękę do mężczyzny i rzekł:
– Wiernie mi
służyłeś przez te wszystkie lata. Oferuję ci miejsce u mojego boku. Co
odpowiesz?
Starzec nie
był w stanie wydobyć z siebie pojedynczego słowa. Skinął głową. W momencie gdy
to uczynił, poczuł na rękach i nogach dziwne swędzenie. Ból w okolicy
kręgosłupa minął, był już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem, które zaraz umknęło
z pamięci. Siwowłosy chciał coś powiedzieć, lecz z jego ust wyszło jedynie ciche
warknięcie. Podszedł do Pana Gór i pochylił łeb na znak pokory. Bóstwo z
czułością przeczesało palcami białą sierść.
Kosmetyka:
OdpowiedzUsuń"Tak, jakby miał syna na pewno byłoby lżej." - ja bym tu dała "gdyby", choć może to tylko moje dziwactwo ;)
"jeśli uda mi się go zdobyć, będę pierwszym, który tego dokona" - a nie pierwszym, który tego dokonał? Skoro to będzie już po tym, jak (jeśli) uda mu się go zdobyć... Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli xD
"Nie wszystko jest widoczne gołym okiem odparł filozoficznie starzec. Jestem prawie na miejscu." - zjadły Ci się myślniki.
"Panie Gór, przyjmij tę oto ofiarę od swego pokornego sługi zaczął siwobrody, polewając wodą martwe zwierzę. Miej nas w opiece, chroń przed lawinami i stadami wygłodniałych wilków. Panie nasz…" - znowu się zjadły.
Plus dwa pytania jako bonus:
Po pierwsze, czy możesz mi wyjaśnić, jakie to są "rzemieślniczo skonstruowane" nosze? Chyba mnw pojęłam samą ideę, ale jakoś mi to nie brzmi.
A po drugie, skoro w wyznacznikach był martwy łoś, to dlaczego starzec ciągnął jelenia? I skąd się tam wziął Patronus na końcu (poza tym, że z truchła), ja się pytam xD Ahm, czyli w sumie trzy, choć to ostatnie takie bardziej retoryczne jakby...
Miło było coś przeczytać już prawie w środku tygodnia, taka fajna odskocznia od... Bleh, sesji :P Dzięki za oderwanie od ponurej rzeczywistości, krótkie bo krótkie, ale zawsze :)
Pozdrawiam :)
I wychodzi pisanie po nocach na oparach zmęczenia, ale tłumaczył się nie będę moje błędy. Teraz należy się do nich ustosunkować, więc:
Usuń1. To z synem - chyba kwestia gustu, jakoś nie widzę różnicy.
2. dokona/dokonał - nad tym się zastanawiałem dość długo, bo wzbudziło to moje wątpliwości, w końcu wybrałem błędnie.
3. Dywizy/myślniki - dziwna sprawa, pisałem na komputerze do pisania, tym, przez który już raz straciłem tekst i wszystko było w porządku. Przerzuciwszy tekst na główny komputer pozjadało wszystkie myślniki, myślałem że wyłapałem wszystkie. Co ciekawe gdy w Wordzie włączy się znaki edytorskie te przyciski się nagle pojawiają... Nie mam pojęcia o co chodzi.
4. Ok, mogłem użyć słowa prowizoryczne, co do tych noszy.
5. Łoś/jeleń - a może to był jeleń, który identyfikował się jako łoś? Kto wie. Poprawione.
6. Za dużo Pottera, po prostu duch zwierzęcia.
Dzięki za wyłapanie błędów. Pod koniec tygodnia, mam nadzieję, że w czwartek bądź piątek pojawi się dłuższy tekst, więc miej baczenie. Pozdrawiam.
Ależ nie ma za co, jak chodzi o błędy, to na mnie zawsze można polegać :P I tak a propos wyłapywania jeszcze... "Przerzuciwszy tekst na główny komputer pozjadało wszystkie myślniki" - z kontekstu wynika, że cokolwiek pozjadało myślniki, zajęło się najpierw przerzuceniem tekstu, a ponieważ zakładam, że to Pan Ciemności przerzucał, wychodzi, że był głodny :P Karmisz go czasem?
UsuńI nie, Pottera nigdy za dużo :P Ale nie mogłam sobie odmówić... Wróć, mogłam, ale nie musiałam :)
Podoba mi się, nie spodziewałam się z tym turystą :D lubię jak się nie spodziewam. Mnie literówki nie obchodzą, jak zwykle... ale. Panie Ciemności, ja wiem, że to może się nie rzucać w oczy, ale waga łosia dochodzi nawet do 800 kg. Nawet jeśli byłby to mały łoś - to z 500 na pewno. Nawet ciągnąc na noszach... Jeden człowiek nie dałby rady. Może kilka metrów po śniegu. To jest wielkie bydle. Może niech to będzie sama głowa łosia. I tak będzie ważyć tyle i jeszcze (z porożem!), że będzie potrzeba do tego kogoś do pomocy i nie zaburzy konstrukcji.
OdpowiedzUsuńA ze względu na klimat, który mi się podobał, brakło mi trochę jakiegoś nawiązania do mitologii tego Pana Gór. Tzn jak najbardziej niech będzie to Twoja, wymyślona mitologia, ale brakowało mi odrobinę emocji - widzieliśmy tylko ostatnią scenę i przez to nie wywołała ona takiego poruszenia jakby mogła. Wiem, że mało miejsca - 2 strony. Jakby to wyjaśnić - Chciałabym popatrzeć na tę scenę nie jak na "odwaliłem swoją robotę" ale poczuć trochę jakie to wszystko miało znaczenie dla starca.
... XD moja wypowiedź jest upośledzona. Jestem zmęczona.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za nieskładność myśli i powtórzenia.
Nie ma za co, witaj w klubie. Mniej więcej wiem, co miałaś na myśli. Dzięki :)
Usuń