Co widzę, co widzisz

        Zadanie piąte. Miałem problem z tytułem, więc zdecydowałem się na enigmę. Miłej lektury. A już niedługo na blogu konkurs! Do zdobycia moc nagród, czyli jedna książka :)



#krótkie #2strony #heros #oniryzm
Wszedłem do męskiej szatni. Rozejrzałem się wokół, nikogo nie było. Widocznie tylko ja zaczynałem o dziesiątej. Otworzyłem szafkę oznaczoną plakietką z moim nazwiskiem. Zmieniłem buty, założyłem błękitny fartuch, w którym wyglądałem jak idiota. Westchnąłem ciężko. Osiem lat studiów i wylądowałem w takim miejscu. Spojrzałem na zegarek. Już prawie pora.
Po wejściu do biura uruchomiłem komputer i zarejestrowałem się w systemie. Wszedłem w pocztę, nowa wiadomość z działu kadr, przypomnienie z biblioteki o zbyt długo przetrzymywanej publikacji oraz spam informujący o nowej, wspaniałej metodzie powiększającej penisa. Przeczytałem dwie pierwsze i usunąłem całość.
Wyciągnąłem z kieszeni notatnik, miałem okropne pismo i sam ledwo odszyfrowałem wczorajsze zapiski. Tak, ciekawy przypadek. Po pięciu miligramach reagował zupełnie inaczej od pozostałych. Skupiłem się na nabazgranych słowach: „wyobraźnia” oraz „zagubienie fantazmatyczne”.
A jeśli to właśnie jego świat jest prawdziwy?
***
 Chwycił za szerokie rondo cholernie sfatygowanego kapelusza i pozdrowił kobietę, siedzącą na drewnianym krześle przed saloonem. Uśmiechnęła się, trzy zęby o wątpliwej bieli ujrzały światło dzienne. Zdawała sobie sprawę, że wyszczerz nie wystarczy, uniosła rąbek sukni w nadziei na złapanie mężczyzny, wyposzczonego po wielu dniach wędrówki przez pustynię. Niestety on nie miał ochoty na złapanie czegoś od niej.
Zsiadł z konia, przywiązał go do drewnianych bali wbitych w ziemię. Podobnie uczynił z dwoma pozostałymi wierzchowcami. Tuż przed wejściem przystanął przed beczką z deszczówką. Przez chwilę wydawało mu się, że w wodzie pływają kolorowe rybki. Przetarł oczy, mara zniknęła. To był długi i męczący dzień, co gorsze, jeszcze się nie skończył.
Gdy wszedł do saloonu rozmowy ucichły. Górnicy o spękanych dłoniach, dotychczas grający w karty przy barze, teraz siedzieli i z otwartymi gębami wpatrywali się w wejście. Bardziej obyci w świecie rozpoznawali go i z pogardą spluwali na podłogę. Był przyzwyczajony, wszędzie, gdzie się pojawił, ludzie reagowali w podobny sposób.
– Powiedziano mi, że znajdę tutaj szeryfa – powiedział podniesionym głosem, pomijając zwyczajowe pozdrowienie.
– I dobrze ci powiedziano, łajzo.
Barczysty mężczyzna z końca sali podniósł się z miejsca i podszedł do przybysza, który był od niego o głowę wyższy. Wyjął z ust okropnie dymiącego papierosa, skrzywił się, upuścił peta i przydeptał go butem. Po tym krótkim przedstawieniu spojrzał nieznajomemu prosto w oczy i zapytał:
– Czego chcesz? Obcy nie są tu mile widziani.
– Zauważyłem. Każ swoim ludziom usiąść.
Za szerokimi plecami szeryfa zgromadził się już niezły tłumek mężczyzn, uzbrojonych w strzelby, pistolety i krótkie pałki, przydatne w barowych rozróbach. Z piętra schodził właśnie młodziak, u którego dopiero co pojawił się pierwszy zarost. Trzymał w dłoniach wiekowego Winchestera.
Szeryf skrzywił się okropnie, co w jego przypadku oznaczało delikatne rozbawienie. Prostym gestem dłoni usadził nadgorliwców z powrotem na miejscach. Uwadze przybysza nie uszedł fakt, że żaden z mężczyzn nie schował broni.
– Pete, whiskey! – krzyknął szeryf w stronę barmana.
Na jednym ze stolików wylądowała butelka dwunastoletniego trunku oraz dwie lekko przybrudzone szklanki. Przedstawiciel lokalnej władzy napełnił szkło i zamoczył usta z miną znawcy. Pomlaskał przez chwilę, pokiwał głową. W końcu złożył dłonie na opasłym brzuchu, odchylił się na krześle i rzekł:
– Spójrzcie chłopcy, Marty, łowca głów, prawdziwa legenda. I to w naszej zapyziałej mieścinie. Powtórzę, czego tu, kurwa, szukasz?
Rewolwerowiec sięgnął za pazuchę. Znieruchomiał na widok gwintowanej lufy wycelowanej prosto w jego nieogoloną szczękę. Podniósł dłonie. Szeryf jednym spojrzeniem przywołał swojego niezbyt rozgarniętego zastępcę, który przeszukał kieszenie łowcy głów. Na stole wylądowało kilka monet, zdjęcie piersiastej niewiasty oraz zwitek listów gończych. Niektóre twarze uwiecznione na papierze zostały skreślone czerwonym barwnikiem.
– Gadaj – warknął szeryf.
– Przyjechałem tu po nagrodę za gang płonącej strzały – przybysz wskazał podbródkiem na listy.
– Hmmmm, Ryczący Bawół, Niespokojny Kojot, Cierpliwy Sęp i przywódca: Niedźwiedzi Pazur – wymruczał mężczyzna ze srebrną gwiazdą na piersi. – Napaść na dyliżans, kradzieże, podpalenia. Poszukiwani żywi lub martwi.
– Czekają na zewnątrz.
– Sprawdź to – rzucił szeryf do swojego zastępcy.
Szczupły facecik wypadł z saloonu. Podczas jego nieobecności, wzrok grubasa spoczął na wyznaczonej nagrodzie. Mężczyzna gwałtownie zaczerpnął powietrza, nalał sobie whiskey i jednym haustem opróżnił szklankę. Otarł usta wierzchem dłoni i nachylił się ku swojemu zastępcy, który właśnie wrócił z informacjami.
– Są tam, szefie… Przewieszeni przez siodła jak worki kartofli… Tak, cała czwórka.
– Powiem ci jak zrobimy, chłopcze – szeryf zwrócił się do łowcy. – Wyjdziesz teraz na zewnątrz, wsiądziesz na swoją chabetę i wyjedziesz z miasta. A pozostałe dwa konie z martwymi Indiańcami są nasze.
– Niech i tak będzie – zgodził się rewolwerowiec ze smutkiem.
***
Wyszedł z baru trzymając się za ramię. Piekło jak cholera. Miał szczęście, to było tylko draśnięcie. Musiał bardziej uważać. Powstrzymał się przed spojrzeniem za siebie.
***
– I już. Wcale nie było tak źle, prawda? – starałem się, by mój głos brzmiał spokojnie. Cofnąłem igłę, przyłożyłem watę do drobnej rany. Przechylił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechnął się, w moim umyśle pojawił się obraz wioskowego głupka. Podniósł prawą dłoń i wskazał przed siebie.
– Tak, ja też je lubię.
Wstałem, podszedłem do drzwi, nacisnąłem klamkę i już miałem wychodzić, gdy pewna myśl zatrzymała mnie w miejscu. A co jeśli ten człowiek jest moją przepustką do świata wielkiej nauki? Może powinienem poświęcać mu więcej czasu? Przecież ludzka psychika i sfera wyobrażeń wciąż jest miejscem umykającym definicjom.
Wzruszyłem ramionami, po raz ostatni spoglądając na mężczyznę, który od kilku godzin siedział w kucki przed ogromnym akwarium. Zamknąłem za sobą drzwi. Powinienem przestać bujać w obłokach. Pozostali pacjenci także potrzebują mojej pomocy.

Komentarze

  1. Jedna uwaga: "Przybyszowi nie uszedł uwadze fakt" - czy nie powinno być raczej "uwadze przybysza nie uszedł fakt"? ;)
    A tak poza tym to daję okejkę xD Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie, pewnie coś poprawiałem, przekładałem i zostało jak zostało :) Liczę na to, że weźmiesz udział w nadciągającym konkursie!

      Usuń
    2. Nie ma za co ;)
      Ha, umiesz liczyć, licz na siebie :P Zobaczymy ;)

      Usuń

Prześlij komentarz