Dobry towar
Drugie zadanie dla Sanuszków.
#krótkie #2strony #shot_literacki #noir #strzelanina
Światło
lampy przemysłowej jaśniało na tle hangarów i kontenerów. Stara dobra 200-watowa żarówa, zasysająca prąd jak odkurzacz, oświetlała te wyludnione tereny z
zaangażowaniem godnym lepszej sprawy. Na co komu tyle światła w takiej
opustoszałej dzielnicy? W dzień pojawiało się tu trochę maszyn, pracowników w
błękitnych, spranych skafandrach. Ale o tej porze? Dochodziła 23.00.
Jake siedział rozparty wygodnie na skórzanym siedzeniu
zdezelowanego samochodu. Na desce rozdzielczej postawił parującą dużą kawę. Siedzenie rozkręcił, aby odchylało się wygodnie i chrupiąc chipsy spod
półprzymkniętych powiek obserwował scenerię oświetlaną przez lampę. Od mniej
więcej godziny jak tu siedział nie działo się nic. Cisza, zakłócana tylko
chrzęstem blach poruszanych wiatrem oraz tupotem kotów i szczurów.
Teraz jednak Jake wyłowił gasnący w oddali silnik samochodu
i po chwili na scenie widzianej przez popękaną szybę zardzewiałego chevroleta
pojawiło się kilku typków. Mieli na sobie sportowe stroje, dresy, nawet buty i
torby, ale z jakiegoś powodu Jake uznał, że wcale nie wracają z treningu, ani
nie uprawiają wieczornej przebieżki. Stanęli na skraju widoczności i kilku
zapaliło papierosy. Dym kłębami przetaczał się teatralnie w świetle żarówki. Rozmawiali
niewiele, rzucając raptem kilka słów. Czekali tak może z piętnaście minut.
Po chwili z drugiej strony dało się zobaczyć snop światła pochodzący
z nadjeżdżającego samochodu dostawczego. Na boku miał dużą reklamę batoników „Geronimo”.
Z przedniego siedzenia i paki wysiadło kilku typków w skórach i wiatrówkach. Jeden
z nich trzymał czarną teczkę.
„Sportowcy” ożywili się. Jeden wysunął się bliżej w
kierunku światła. Rzucił przed siebie podłużną torbę w białe pasy i wsparł oczekująco
dłonie na biodrach. Po przeciwnej stronie ciemnowłosy typek trącił torbę butem
i przytaknąwszy w połowie do siebie, a w połowie do mężczyzny naprzeciw,
wskazał torbę kompanom.
W czasie gdy dwu popleczników „czarnej skóry” z prawej przepakowywało
drobne podłużne pakunki z walizeczki do torby, ortalionowi sportowcy wyciągnęli
zawiniątko zza pobliskich kontenerów, przemyślnie ukryte na czas wymiany. Ciemnowłosy
lider grupy z ciężarówki posłał na tamto miejsce jednego ze swoich.
W tym momencie Jake znudził się oczekiwaniem. Leniwie
pociągnąwszy łyka kawy oblizał palce i sięgnąwszy obok na siedzenie wyjął z
plecaka pistolet z długą lufą. Wysunąwszy go nieco zza rozbitej szyby wymierzył
krótko, sprawnie ściągając dwu osobników stojących koło siebie z prawej strony.
Tamci zareagowali prędko, acz nie do końca świadomi, co się dzieje. Wycofali
się otwierając obronny ogień w stronę „sportowców”. Tamci nie pozostali dłużni,
zwłaszcza, gdy zbłąkana kula zraniła lidera grupy. Jake korzystając z
zamieszania ustrzelił kolejnego gościa, po czym nonszalancko wysiadł z rdzewiejącego
chevroleta i schował się za ścianką kontenera.
Tamci już się zorientowali, z której strony padły strzały.
Dwu sportowców usiłowało obejść kontener z przeciwnych stron, byli jednak również
odsłonięci od strony przybyłych samochodem dostawczym. Ci w czarnych skórach w większości schowali się za samochodem. Kryjówka miała tę wadę, że byli tam
nieco przyblokowani, pozbawieni możliwości manewru. Wiedząc to, próbowali
zwyczajnie czmychnąć. Jake był jednak czujny. Ignorując przez chwilę grupę „sportowców”
zdjął kierowcę celnym strzałem wprost w środek czoła. Samochód zarzęził i zgasł,
wewnątrz zapanował jeszcze większy rozgardiasz.
Jake nie tracąc czasu ruszył powoli wzdłuż jednej ze ścian
kontenera. W lusterku chevroleta zobaczył w końcu zbliżającego się ortalionowca.
Strzelił pewnie i zdjął go nim mężczyzna zdołał się zorientować, że został
wykiwany. Drugi z podkradających się nieopatrznie przyspieszył słysząc kolejny
strzał, ale Jake’a już tam nie było. Wycofał się za kolejny samochód. Szczęśliwie
maszyna tak osiadła pod wpływem korozji, że zasłaniała go do samej ziemi. Stamtąd
dobrze wycelował. Facet zginął stropiony faktem, że stracił Jake’a z oczu.
Tymczasem z placu oświetlanego przemysłową żarówą uciekli
pozostali „sportowcy”. Jake uśmiechnął się aprobując mądrą decyzję. Nic tu po
nich. Druga grupa zamierzała się jeszcze bronić, ale Jake miał przygotowany
również granat z gazem łzawiącym. Rzucony celnie za samochód dostawczy wypłoszył
stamtąd kilka nieopatrznych ofiar. Zastrzeleni legli w kręgu światła,
zamieniając się w bierne rekwizyty. Inteligentniejszy lider usiłował celować
zza drzwi paki, osłoniwszy twarz. A jego kolega wyrzuciwszy martwego kierowcę
usiłował znów odpalić samochód. Na próżno. Jake już był przy samochodzie.
Przyłożył długą lufę pistoletu do samej skroni oprycha. Ostatni zachowując
resztki rozsądku przyczaił się w pace. Jake byłby teraz łatwym celem
gdyby tylko zdecydował się podejść. Ale Jake był cierpliwy. Bardzo cicho
obszedł ciężarówkę i stał spokojnie, nasłuchując. Ciemnowłosy lider czarnych skór
okazał się mniej cierpliwy. Znajdując w chwili swoją szansę rzucił się do
ucieczki, wpadając na swoje nieszczęście wprost w objęcia Jake’a.
– Nie! proszę! Ja wiem… Mamy tego więcej… Pokażę, gdzie
jeszcze schowany jest towar… – zakwiczał desperacko chłopak, okazując się w
istocie znacznie młodszy od Jake’a i jak widać o wiele mniej doświadczony.
– Nie chcę waszego towaru – odparł pogodnie Jake,
uśmiechając się przyjacielsko.
– Pieniądze! Mamy. Czego chcesz… Wystarczy, że…
Jake strzelił ukrócając błagalną litanię.
– Nie chcę także waszych pieniędzy – rzekł do trupa, po
czym zajrzał ostrożnie do środka ciężarówki. W środku zapakowane w kartonach
spoczywały batoniki „Geronimo”. Jeden z kartonów przewrócił się w czasie
szamotaniny i wypadła z niego zawartość. Jake troskliwie wrzucił łakocie z
powrotem do kartonu, po czym zatrzasnął drzwi paki. Nie zaszczycając
spojrzeniem pobojowiska wrócił po swoje rzeczy do chevroleta i zadowolony
usiadł w szoferce ciężarówki. Tak się po prostu złożyło, że batoniki „Geronimo”
były ulubionym smakołykiem Jake’a.
Czy 200-watowa nie powinna być z myślnikiem? I chyba zjadłaś trochę przecinków :P
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że "zachowując resztki zachowawczości" brzmi ciut niefortunnie. Poza tym nie do końca zrozumiałam "znajdując w chwili swoją szansę" xD
Przepraszam za moje czepialstwo, taki już mój wątpliwy urok :P Ale fajne te Wasze teksty :D
Pozdrawiam :)
;* poprawki zawsze w cenie.
OdpowiedzUsuńprzecinki są u mnie elementem deficytowym, zawsze brakuje ;D
Świetne zakończenie, opisana scena też niczego sobie, zaliczone jak w mordę strzelił. Ale... błędy. Powtórzenia głównie z samochodem i cierpliwością, co mi najbardziej przeszkadzały. W sumie Nana mnie wyręczyła, więc bardziej opowiem o sowich wrażeniach. Jake jest typowym bohaterem kina akcji, nie chybia i kule się go nie imają. Poczułem powiew lat '80. A i jeszcze jak zdjął gościa za kierownicą i od razu samochód zgasł jakby byli jedną istotą. Ale podobało mi się :)
OdpowiedzUsuńStaram się :P Sowo xD
Usuńdziękuję ^^
OdpowiedzUsuńPrzydałaby mi się w czasie pisania męska rada, bo wiedziałam co chcę napisać, ale nie do końca wiedziałam technicznie - "jak". Specyfika klimatu XD. Następnym razem pisze o koniach. Będzie łatwiej.
czekam na następne zadanie ;3