Kolejka
Zadanie 1 dla Sanuszków.
Jak zobaczyłam zestawienie itemów dla mnie od razu coś takiego ułożyło mi się w głowie. Tylko koniec z dupy tradycyjnie. Czy ktoś ma pomysł na inne zakończenie? Przydałby się konkurs :P. No nic, w każdym razie enjoy, następne zadanie wkrótce.
#krótkie #2strony #shot_literacki #kolejka #nadnaturalne #absurd #pętla
Stałem w kolejce
do kasy, a przede mną starszy mężczyzna drapał się zawzięcie pod kapeluszem.
Spływały spod niego kępki siwych włosów. Facet śmierdział trochę, więc starałem
się trzymać dystans.
Kolejka dłużyła
się niesamowicie. Panie w okienkach znudzonym głosem zbywały prośby, błagania i
groźby petentów, którym jak zwykle coś nie pasowało.
– Mógłbyś młody
człowieku rzucić okiem na mój bagaż? Muszę na chwilę odejść na stronę. – to
staruszek zachrypniętym głosem zwrócił ku mnie to pytanie. Powiało wonią dawno przetrawionego
alkoholu. Skrzywiłem się z niesmakiem, także na zwrot „młody człowieku”. Do
licha, nie byłem już młodzieńcem, a koleś pewnie wyglądał starzej jedynie z
przepicia. Tak naprawdę nie był nawet jakoś szczególnie pomarszczony, chyba, że
to od podpuchniętej alkoholem twarzy.
– Jasne dziadku
– rzuciłem krzywiąc się nieszczerze w niechętnym uśmiechu. Ale dziadyga jakby
słoneczko w niego wstąpiło, pokiwał głową kontent i postawił na ziemi
sfatygowaną, skórzaną walizkę, rodem ze starych filmów akcji. Facet rzucił
walizce tkliwe spojrzenie i ruszył pod prąd znikając mi prędko z oczu.
Po chwili
kolejka poruszyła się odrobinę do przodu, przesunąłem z pewną odrazą walizkę
butem, aż zakołysała się zdradliwie i upadła. Skruszony uniosłem ją za ucho,
przy upadku jednak musiała puścić klamra i ukazała się mi się jej zawartość.
Dziadek musiał
być niespełna rozumu, co podejrzewałem od początku, ale teraz nabrałem
pewności. Z wnętrza walizki wyleciał pajacyk. Miał wielobarwny kubraczek i
kpiący uśmieszek. „Co do diaska?” zakląłem w myślach, ale posłusznie schowałem
pajacyka unikając spojrzeń sąsiadów i postawiłem walizkę przed sobą.
– Dzięki, dzięki
wielkie, już jestem z powrotem. – sfiksowany właściciel walizki klepnął mnie w
ramię. Wzdrygnąłem się zwłaszcza gdy zauważyłem, że dziad przygląda mi się z zaciekawieniem.
– Wszystko w
porządku? – zachrypiał uprzejmie.
– Tak, tak…
– Zobaczył pan
coś dziwnego?
Odpowiedziałem
mu zaskoczonym spojrzeniem… A to szachraj! Pewnie specjalnie zrobił ze mnie
durnia, tylko po co mu to było? Próbowałem zignorować typa, ale jednak
ciekawość zwyciężyła.
– Przepraszam
walizka się niechcący otworzyła. Dlaczego chowa pan w niej dziecięcą zabawkę?
– Żeby zamienić
za mnie.
– Co proszę?
– To taka
atrapa. Widzę, że powoli pan kumasz.
Nie kumałem nic
a nic, za to dziad zarzucił mi na kark jowialny uchwyt ramienia. Zebrało mi się
na mdłości.
– Otóż przypatrz
się pan tej kolejeczce. I co?
– No dużo ludzi
w niej stoi. – zacząłem ostrożnie.
– No? No, dużo.
A to pewnie długo pan tu już sterczysz nie? Cały dzień pewnie?
– Pewnie… tak. –
zastanowiłem się stropiony, ile ja w zasadzie już tu tkwię? A mój towarzysz
kontynuował ze swadą, wyraźnie delektując się każdym słowem.
– No pięknie. A jeszcze
tak mnie ciekawi, a po co pan tu w tej kolejce w ogóle stoi?
– Do okienka…
– Pięknie, a po
co do tego okienka? Panienki urzędniczki nękać pisemkami… Ha?
– Ja… –
zgłupiałem do reszty, niemal nie dostrzegając kpiarskiego tonu rozmówcy. I po
cóż faktycznie ja tu jestem? Miałem do załatwienia jakąś sprawę, ale jaką?
Cholera, to niepokojące. Jak długo można stać nie wiadomo po co?
– Trochę mi
słabo, chyba trochę się przemęczyłem. Zaraz sobie przypomnę…
– O tu sobie pan
na razie usiądzie. To niedobrze tak stać i stać, to jednak męczące. – dziad z
troską i kurtuazją podprowadził mnie do szerokiego gzymsu abym spoczął na
chwilę w cieniu.
Gapiłem się
oszołomiony na noski butów. Staruszek nadal zawzięcie drapał się pod kapeluszem.
W końcu zirytował się i zdjął go razem z włosami. Bez słowa gapiłem się z
idiotyczną zapewne miną, jak staruszek zdejmuje do kompletu poszarzałą brodę i
odkleja krzaczaste brwi gimnastykując zawzięcie młodzieńczą twarz i rozcierając
policzki dłońmi.
– Trudno
wytrzymać, na dłuższą metę okrutnie swędzi. – wyjaśnił pogodnie, chrypiąc jak
przedtem.
– A głos? –
zapytałem z głupia frant.
– od zimnej
wódki zawsze mnie tak rozkłada.
– Po co to
wszystko? – ex-dziadek, teraz chłopak pewnie niewiele młodszy ode mnie drapał
się po szczęce.
– A czemu nie?
Wcale mi się nie uśmiecha odkrywać tożsamość nawet jeśli sam jej nie pamiętam.
Posiedziałem
chwilę w milczeniu aż w końcu wstałem i ruszyłem zdecydowanie do okienka nie
bacząc na złowrogie i zdziwione spojrzenia na moich plecach. W okienku rozparła
się tęgawa kobiecina w niemłodzieńczym wieku, z niesmakiem odpierając atak
petenta, który wymachiwał plikiem dokumentów.
– Ależ ja mam
kwity proszę pani, ja mam na to wszystko kwity!
Minąłem także tę
dwójkę i szarpnąłem za klamkę znajdujących się za nimi drzwi. Napisu nie było,
tylko zwykłe białe drzwi ze wstawionym wewnątrz nieprzezroczystym szkłem. Zamknięte.
– Co pan, panie
szanowny! Petenci w kolejce stoją, proszę czekać jak wszyscy! – rozgniewała się
kobieta w okienku.
– Czekać na co?
– No na przyjęcie
przecież! – rozzłościła się szczerze.
Zmrużyłem oczy
starając się prześledzić niekończący się sznur ludzi. Wreszcie czerwony z
oburzenia petent został łaskawie przepuszczony i kolejka przesunęła się o
milimetr. Spojrzałem ciekawie jak czerwonogęby puka grzecznie nagle jakby
struchlały i drzwi się faktycznie uchylają wpuszczając go do środka. Uchwyciłem
tylko fragment jasnego korytarza i drzwi zaraz się zamknęły. Ruszyłem w
przeciwną stronę, a za chwilę dołączył do mnie mój poprzedni towarzysz poprawiając
na nowo założoną brodę.
– Jak dużo jest
ludzi? – zapytałem niemal pewien, że już to sprawdzał.
– Mnóstwo –
wzruszył ramionami. – nie dotarłem jeszcze do początku.
– Jak się
zorientowałeś, że coś jest nie tak?
Odpowiedział mi
zaskoczonym spojrzeniem.
– Ale czemu od
razu nie tak? Wygląda na to, że wszystko jest świetnie zorganizowane.
– Nie myślałeś,
żeby po prostu odejść?
– Gdzie? A jeśli
ominie mnie coś ważnego? Nie chcę się pchać bez sensu, ale odejść? No nie wiem.
Jednak odkąd dostałem walizkę i ten płaszcz zacząłem się nudzić i tak jakoś…
– Od kogo je dostałeś?
– Ma mnóstwo
kieszeni i trochę drobiazgów, sztuczną brodę i włosy też znalazłem w środku…
– Od kogo? –
zatrzymałem się gwałtownie i szarpnąłem go za poły przepastnego płaszcza.
– Spokojnie, już…
no szedł taki jeden i mówi: „masz, tobie bardziej się przyda”, ja na to: „ależ
co pan, przecież pan zmarznie”, a on z politowaniem: „a widzisz tu gdzieś
śnieg? Albo słońce?” Ja się rozglądam i rzeczywiście, niebo jakby zachmurzone…
Dopiero
spostrzegłem wokół mleczną pustkę, rozciągającą się na boki i w górę pod nieobecne
sklepienie. Wtedy chłopak pogmerał chwilę w płaszczu i wyciągnął spluwę, po
czym bez żadnego ostrzeżenia strzelił. Na jego twarzy gościł kpiący uśmieszek…
Wzdrygnąłem się.
Właściciel walizki klepnął mnie w ramię wracając na swoje miejsce.
– Dzięki, dzięki wielkie, już jestem z
powrotem…
Skinąłem głową.
Nie ma sprawy, każdego w końcu przyciśnie czasem w kolejce. A ile to już sam tutaj
stoję…
Zaliczone. Fabuła bardzo mi się podoba a koniec nawet nie taki "z dupy" jak zazwyczaj :) A teraz czas na małe czepialstwo z mojej strony, bo przecież ta seria ma i na tym polegać. "Krzywiąc się nieszczerze w niechętnym uśmiechu" - uniknąłbym tu użycia dwa razy negacji, to delikatnie mi krzaczy. Poza tym większych błędów nie zauważyłem. Aha, jeszcze wrażenie: pierwszych kilka wersów brzmi jak zapalanie starego auta w trakcie zimy, próbuje iść, lecz strasznie się krztusi. Po tym już świetnie się prowadzi :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńXD bomba komentarz, zwłaszcza z tym autem.
OdpowiedzUsuńProszę kolejne zadanie!