VI. Muzealna zawiść, Czyli Sztuka przez duże A



#zabójcy #serial #fabularny #powiązane

Pociągnięcia pędzlem wydawały się dość chaotyczne. Artysta mruknął coś pod nosem, pewien swych umiejętności. Zupełnie niepotrzebnie zamówił tak ogromne płótno. Zmrużył oczy. Wydobyta z głębin umysłu postać uśmiechała się do niego ze smutkiem. Karłowata istota otoczona przez wszędobylską biel. Nie można było stwierdzić, jakiej jest płci.

Malarz westchnął ciężko. Czekało go jeszcze mnóstwo pracy a termin wystawy zbliżał się nieubłaganie. „Tłum” miał być przełomem, zupełnie nowym podejściem i zerwaniem z dotychczasową formą. Mężczyzna wykrzywił wargi. Na razie miał pokracznego potworka na samym środku płótna. Może po prostu da sobie spokój, zmieni nazwę obrazu na „Samotność” i zostanie okrzyknięty geniuszem?
Wstał, podszedł do okna. Wyjątkowo ciemne niebo nie poprawiło mu samopoczucia. Przydrożna latarnia zgasła z trzaskiem, by po chwili znów zalśnić ciepłym światłem. Miliardy gwiazd towarzyszyły księżycowi w jego wędrówce po nieboskłonie. Jedna z nich właśnie upadła. Malarz nie wypowiedział życzenia. Nie wierzył w takie rzeczy.
Potężny podmuch wiatru odepchnął mężczyznę. Pokój pogrążył się w ciemności. Obolały artysta podźwignął się z kolan, przeklinając żarówkę, która właśnie teraz musiała się przepalić. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął zapalniczkę. Jasny płomień oświetlił pokraczną, namalowaną istotę.
***
– Po co prenumerujesz to gówno? – spytał Miłosz.
Tomasz podniósł wzrok znad kiepsko napisanego artykułu. Jego przyjaciel pochylał się właśnie nad snookerowym stołem. Zamarkował uderzenie i skrzywił się paskudnie. Kiepski kąt. Zaczął łazić wokół, często kucając i mrużąc jedno oko, by lepiej wyprowadzić białą bilę. Zawsze pozostawało mu ukrycie jej za którymś z wyższych kolorów.
– Ze środka do narożnej, jest wystawiona – stwierdził Pan Ciemności, wstając z miejsca i odkładając gazetę.
– Ej, miałeś mu nie pomagać – Nana posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Już nic nie mówię.
Z założonymi na piersi rękoma obserwował sytuację na stole. Marzenia się spełniają. Oszczędzał przez kilka miesięcy na czym tylko mógł. Głównie na jedzeniu. Aż wreszcie kupił piękny, nowiutki stół do snookera. Wcześniej nie grał zbyt często. Może raz, w jakimś obskurnym lokalu, gdzie piwo porównywano do końskich szczyn. Brak umiejętności nadrabiał wiedzą i taktyką wyniesioną z oglądanych mistrzostw.
Na stoliku telewizyjnym, na którym zazwyczaj kładziono piloty lub herbatę, leżało kilka monet. Po meczu i tak wygrany stawiał przeciwnikowi piwo na pocieszenie. Drobny zakład nadawał grze smaku i zapewniał zastrzyk adrenaliny. W końcu nikt nie lubił spotkań o pietruszkę.
– A więc? – dopytywał Miłosz. Pochylił się nad stołem.
– Lubię przeglądać nekrologi.
Soczyste przekleństwo wyrwało się z ust wojownika, gdy czerwona bila odbiła się od dolnej krawędzi. Stanął obok maga i z uwagą patrzył na poczynania Nany. Dziewczyna z wahaniem przymierzyła się do uderzenia. Nie zauważyła kompletnie wystawionej, łatwej do wbicia czerwonej. Tomasz nie mógł się powstrzymać.
– Koło żółtej do środkowej, jak ci się uda to wystawiaj na różową albo niebieską. A ty nie patrz tak na mnie, tobie też podpowiadałem.
– Dobra, coś ciekawego w tym szmatławcu?
– Można tak powiedzieć. Wczoraj zaginęło sporo ludzi.
– I co z tego? Codziennie ktoś znika.
– Nie, każdego dnia ktoś umiera – poprawił przyjaciela i w duchu ucieszył się, gdy Nana precyzyjnie posłała czerwoną bilę do środkowej łuzy. Miała jeszcze problemy z kontrolowaniem rotacji, ale radziła sobie całkiem nieźle.
Okropny raban w kuchni sprawił, że na moment zapomnieli o grze. Drzwi otworzyły się z hukiem. W progu stała dziewczyna, mająca na sobie fartuch, obficie umazany mięsnym sosem. Przyjemny zapach rozniósł się po salonie. Zabójcy między smakowitymi nutami, wyczuli delikatny swąd spalenizny. Tomasz nie musiał pytać. Rozumiał. Podszedł do przyjaciółki, położył rękę na jej ciemnoblond włosach i rzekł uspokajająco:
– Zje się.
Zaszklone oczy spojrzały na niego z wdzięcznością. Kiwnęła głową i zniknęła za kuchennymi drzwiami. Kilka sekund później rozległ się dźwięk tłuczonego talerza. Usłyszeli stłumione mamrotanie przygnębionej Olki. Tomasz wzruszył ramionami. Wszelkie straty w talerzach miał głęboko w dupie.
– Sześć – obwieścił Miłoszowi, gdy Nana wbiła niebieską bilę. – Tak czy siak, chciałbym to sprawdzić. Może Grimeor wysłał kolejnego sługusa.
Teraz czerwona z lewej do narożnej, lekko, żeby została na czarnej. Natychmiast rozpoznała głos maga, lawirującego pomiędzy jej myślami. Miałeś mi nie pomagać. Obeszła stół i przymierzyła się do uderzenia. Czego oczy Szydercy nie widzą, to Miłosza nie wkurwi. Czuła, że się wycofał.
– Siedem – bila leniwie wtoczyła się do łuzy.
– Gdzie zaczniemy szukać? – warknął Miłosz, bacznie obserwując poczynania dziewczyny. Sytuacja na stole nie wyglądała najlepiej. Przynajmniej dla niego. Musiał liczyć na błąd przeciwniczki.
– Włamałem się do policyjnej bazy danych, mają kiepskie zabezpieczenia. Zeznania rodziny i przyjaciół zaginionych są praktycznie identyczne w każdym przypadku. „Wyszedł do muzeum i nie wrócił”.
– Muzeum? Nie było innego miejsca? Na przykład bardziej nastawionego na rozpierdol?
– Taaa… Bo porwani zazwyczaj wybierają miejsce, skąd chcą zostać uprowadzeni. Czternaście – mruknął, widząc czarną bilę znikającą w narożniku.
– Kurwa mać – Miłosz odłożył kij, machnął ręką i poszedł do kuchni.
Nana z cichym pyknięciem wróciła do kociej postaci. Tomasz westchnął ciężko. Wizyta w muzeum, gdzie drobne zniszczenia mogą być oszacowane na dziesiątki tysięcy pieniądzów, nie napawała go optymizmem. Zwłaszcza, że wojownik już od miesiąca nie stoczył porządnej bitki. Mag miał już dosyć przyjaciela, który wciąż kręcił się po domu i żądał, by dano mu godnego przeciwnika.
Chrzanić to, będzie się martwił później. Pchnął kuchenne drzwi, na stole czekał już na niego talerz paskudnie wyglądającej breji. Tuż obok Olka na głos przekonywała samą siebie, że cholernie jej smakuje. Tomasz podał jej chusteczkę, żeby otarła załzawione oczy.
Szyderca rozejrzał się, nikt na niego nie patrzył. Doskonale. Z szybkością błyskawicy przecinającej letnie niebo, złożył trzy pieczęcie. Chwycił talerz z parującym posiłkiem i wrzucił do otworzonego portalu. Przechylił się przez przejście, sięgając drzwiczek lodówki. Dawno nie uzupełniał zapasów, ale wszystko było lepsze niż to, co przed chwilą miał na talerzu. Czymkolwiek to było.
Pan Ciemności dopiero po chwili zorientował się, że tuż przed Szydercą znajduje się połówka kurczaka z grilla. Przełknął ślinę i dźgnął widelcem swój posiłek. Paskudny bąbel rozdął potrawę i pękł niczym ropny odcisk. Ze środka wylał się mięsny sos. Nie mogło smakować gorzej niż wyglądało. Wzdrygnął się, spojrzał na Miłosza, który właśnie ogryzał udko.
– Smacznego – pożyczył wojownik pozostałym.
***
Pana Ciemności skręcało w trzewiach. Kilkukrotne wizyty w toalecie nie przyniosły oczekiwanej ulgi. Skrzywił się, zgiął w pół i usiłował złapać oddech. Po chwili skurcz ustąpił i mógł kontynuować marsz. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę, otarł twarz lśniącą od potu. Zauważył, że Miłosz obserwuje go z nieukrywaną uciechą. Szlag by to trafił.
Przed wejściem do muzeum kręciło się mnóstwo mundurowych. Cywile z rozdziawionymi gębami stali za policyjną taśmą i czekali na sensację. Najlepiej taką z trupami, krwią oraz poszkodowanymi bezpańskimi zwierzętami. Zdjęcia z takich wydarzeń zgarniają najwięcej uwagi na portalach społecznościowych.
Tomasz skrzywił się boleśnie. Co za czasy. Teraz każdy mógł stać się pięciominutową sławą. Wystarczy, że nakryje jakąś znaną osobę w dwuznacznej sytuacji i zrobi jej zdjęcie. Nawet pójście do kibelka mogło się okazać ryzykowne. Jakoś nie miał ochoty zobaczenia swojej mordy w jutrzejszej gazecie. W głowie pojawił mu się tandetny nagłówek: „Niewiarygodne! Magowie też srają!”. Dzięki mózgu, jak zwykle pomagasz.
– Jak wygląda sytuacja? – spytał Michała, ściskając dłoń żołnierza na przywitanie.
– Policja jak zwykle nie ułatwia nam roboty. Sam widzisz, nawet nie potrafią zapanować nad gapiami. Chyba zaraz dam chłopakom przyzwolenie na gumowe kule, jak ta hołota się nie cofnie – rozeźlony mężczyzna podniósł rękę do ucha, uniósł brwi i słuchał w skupieniu. – Dobra, ewakuowaliśmy ludzi. Możecie wchodzić.
– A sztuka przez duże es? – Miłosz przechylił głowę, obserwując potężne kolumny muzeum. Marmur wspaniale upada.
– Oryginały wyniesione. Takie były rozkazy – żołnierz wzruszył ramionami. – Ci na górze znają wasze możliwości.
– Wiesz w ogóle z czym będziemy walczyć?
– Straciłem dwóch ludzi. Cokolwiek to będzie, niech zdycha z męczarniach – w spojrzeniu Michała próżno było szukać litości.
– Niech nikt się nie zbliża, policja też. Nie chcę mieć na sumieniu jakiegoś idioty, który postanowił strugać bohatera.
– Dwadzieścia metrów wystarczy?
– Dwadzieścia pięć, tak dla pewności.
Dowódca skinął głową, natychmiast zaczął rzucać rozkazami na lewo i prawo. Już po chwili wokół nich zrobiło się zupełnie pusto. Tomasz związał niesforne kruczoczarne włosy w koński ogon. Wspięli się po kamiennych schodach, minęli ogromne kolumny. Miłosz otworzył portal, z którego wyciągnął dwa miecze. Olka cały czas trzymała dłoń przy kolcie. Ostrożnie, krok za krokiem, weszli do wnętrza muzeum.
Zabójcy jak na komendę odwrócili się w stronę niezidentyfikowanego szmeru. Rewolwerowiec odetchnęła z ulgą na widok umykającej myszy. Zignorowali podróbkę szkieletu dinozaura, wypchany jaskiniowiec obserwował ich szklanymi oczyma. Mieli wrażenie, że postacie z obrazów śledzą każdy ich ruch. Wymienili szybkie spojrzenia. Czas zacząć spektakl.
– Rozdzielmy się, Miłosz weź trzecie piętro, Olka drugie, ja z Naną zajmiemy się pierwszym – zakomenderował mag.
– A parter? – spytał wojownik, drapiąc się po brodzie.
– Jesteśmy na nim, widzisz tu kogoś?
– Nie.
– To zapierdalaj na trzecie piętro i mnie nie denerwuj.
Szyderca westchnął ciężko, odwrócił się i poczłapał w stronę schodów. Próbował liczyć stopnie, lecz pomylił się gdzieś w połowie. Miał nadzieję, że pierwszy natknie się na tego skurwiela. Może przeciwnik dostarczy mu odrobinę rozrywki. Dość już miał sparingów z magiem, który nigdy nie chciał walczyć z nim na poważnie. Treningi treningami ale utoczenie odrobiny krwi jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Chyba.
Pokonał ostatni stopień. Bezszelestnie mijał obrazy, na których uwieczniono karykaturalne postacie. Powyginane, zniekształcone twarze towarzyszyły mu przez całą wędrówkę długim korytarzem. Dziękował bogom, że niektóre ściany były puste. Nie chciał wiedzieć, co było namalowane na zabranych oryginałach. Wyjrzał zza ostatni róg, do pomieszczenia, gdzie znajdował się jeden jedyny obraz.
Nawet żywej duszy. Miał pecha, pewnie Tomasz natknie się na przeciwnika i przypisze sobie całą chwałę. Oparł się na broni i ziewnął. Czas wracać do pozostałych, pewnie znowu będzie musiał ich ratować z opresji. Z drugiej strony wciąż go to bawiło. Wzrok Szydercy mimowolnie przesunął się na obraz. Podszedł do dzieła, przechylił głowę.
– Kurwa, ale z ciebie paskuda – mruknął patrząc na karłowatą istotę. Była namalowana wśród tłumu osób z przerażonymi twarzami. Dostrzegł dwóch żołnierzy z uniesionymi karabinami. Przypomniał sobie słowa Michała, lecz było już za późno. Szponiaste łapy chwyciły go za ramiona i z niesamowitą siłą przyciągnęły do siebie.
Dziesięć minut później Olka weszła na trzecie piętro, czujnie się rozglądając. Jako wielbicielka sztuki, co chwilę przystawała i podziwiała powieszone dzieła. I tak sądziła, że jej wspaniałe kropki zasługiwały na własną wystawę oraz kilka prestiżowych nagród. Tomasz utwierdzał ją w tym przekonaniu. Wiedziała, że mag zupełnie nie zna się na sztuce, więc nie może się mylić. W końcu tylko człowiek ze wsi jest w stanie docenić prawdziwy artyzm.
Przystanęła, wyciągnęła rewolwer i przywarła plecami do ściany. Tuż koło niej leżał porzucony miecz. Wyjrzała zza osłony, trzymając broń w pogotowiu. Przyklęknęła, dotknęła zimnej stali. Chwilę później skarciła Sanuszka w myślach. Przecież to nie żar z ogniska, mimo to czuła, że Miłosz musiał być blisko. Wyprostowała się i jej wzrok padł na dziwaczną kreaturę w otoczeniu szeregu postaci.
– Co do… – nie zdążyła zareagować, karykatura wychyliła się i porwała ją w objęcia.
Tomasz obszedł pierwsze piętro wzdłuż i wszerz. Po kwadransie kompletnej ciszy zaczął się niepokoić. Poszedł wyżej. Pusto. Ani śladu kręcącej się, podśpiewującej Olki. Uczucie niepokoju goniło maga po schodach. Zasapany wbiegł na trzecie piętro, powietrze paliło go w płucach. Przypominając przerośniętego nietoperza, przemknął przez główny korytarz piętra.
W ostatniej niszy zobaczył jeden z miłoszowych mieczy. Spojrzał prosto w oczy stworzeniu na obrazie, po obu stronach kreatury stali jego przyjaciele. Grzech przechylił głowę, oceniając maga od stóp do głów. Po czym zaczął się śmiać. Skrzekliwy, przepełniony wesołością śmiech odbijał się od pustych ścian i wracał ze zdwojoną siłą. Tomasz poczuł jak krew zamienia się w lodowatą breję.
Śmiech urwał się jak ucięty nożem. Ramiona wystrzeliły z obrazu z zamiarem pochwycenia kotki, stojącej obok maga. Kobieta w fioletowej sukni okręciła się na pięcie i naszpikowała jedno z ramion nożami do rzucania. Drugie zostało ucięte przez czarną halabardę stworzoną przez Pana Ciemności. Kończyna upadła na ziemię, zmieniając się w plamę bordowej farby. Bolesny wrzask rozniósł się po piętrze.
– Już wiem z kim mamy do czynienia – mruknął Tomasz, rozpraszając energię. – Invidia. Grzech zawiści.
– To dlaczego cię nie porwała?
– Widocznie oceniła, że jestem gorszy od niego. Zaraz się przekonamy.
Ramiona po raz kolejny wystrzeliły w stronę kobiety. Tym razem mag był przygotowany. Z całej siły chwycił jedną z rąk, zaparł się nogami i przerzucił skurwiela przez plecy. Zaskoczony grzech rozpłaszczył się na przeciwległej ścianie. Gdyby miał kości to z pewnością byłyby połamane. Zamiast tego rozległ się plask jakby ktoś zwymiotował na płótno.
Invidia wyciągnęła ręce w stronę obrazów. Ukradziona farba złączyła się z karykaturalną postacią o kobieco-męskiej twarzy. Zadowolona z posiłku oblizała wargi. Nagle znów stała się dwuwymiarowa, pobiegła po ścianie i z nienawiścią w oczach zaatakowała Nanę. Tomasz natychmiast stanął jej na drodze. Uniósł gardę.
Potężne kopnięcie wbiło go w ścianę. Czarną szatę upstrzyły drobiny szarego pyłu. Osunął się na kolana, kaszlnął. Krople czerwonej farby upadły na podłogę. Zaśmiał się w duchu, walczy z namalowaną postacią, kaszle farbą, za chwilę odkryje w sobie talent artystyczny. Bez przesady.
Wstał w momencie gdy Nana podrzynała gardło Invidii. Ciemnoniebieski barwnik skropił fioletową suknię kobiety. Grzech natychmiast uzupełnił braki. Nie miał już w sobie żadnego z podstawowych kolorów, przypominał bardziej paletę artysty, na której tworzy się nowe odcienie. Grymas nienawiści wykrzywił paskudną twarz. Srebrny nóż wbił się w ścianę, nie czyniąc jej najmniejszej szkody.
– Jak to do cholery zabić? – krzyknęła Nana, wyjmując kolejne dwa noże i ciskając je za siebie. Dziewczyna pozostawała cały czas w ruchu. W końcu to ona była celem Invidii.
– Uważaj! – ciało Tomasz zareagowało szybciej niż umysł. Odepchnął Nanę, szponiasta dłoń rozorała ramię maga. Krew trysnęła na ścianę, tworząc przykład sztuki nowoczesnej. Zacisnął zęby, skoncentrował energię i rzucił czarnym pociskiem. Powierzchnia, po której przymykała Invidia przestała istnieć. Rozwalał wszystko wokół, lecz zapomniał o jednym.
Kreatura spadła na niego z sufitu, przygniotła do ziemi i zagłębiła szpony w prawej nodze. Z bólu prawie stracił przytomność. Przy świadomości utrzymywała go tylko jedna rzecz. Musi obronić swoich przyjaciół.
– Spokojnie na ciebie też przyjdzie czas – warknęła mu do ucha. Nóż wwiercił się w jej czaszkę. – Ktoś jest bardziej niecierpliwy.
Tomasz przewrócił się na bok, zobaczył Grzech idący w stronę Nany. Ze śmiercionośnych szponów wciąż ściekała jego krew. Zamknął oczy, skoncentrował się i wypowiedział zaklęcie. Jucha zmieniła się w czarną energię, która zaczęła pochłaniać ciało Invidii. Z okropnym wrzaskiem skoczyła w ścianę. Czerń pochłonęła resztki zdobionej ramy z wiszącego obrazu i zniknęła. To koniec. Z przerażeniem patrzył jak Nana próbuje walczyć z nadchodzącą śmiercią.
Tymczasem Miłosz obserwował to wszystko i czuł narastający gniew. Ten skurvol wspaniale się bawi a on został uwięziony w jakimś badziewiu. Czuł się dziwnie spłaszczony. W dodatku nie mógł się ruszyć. Potrzebował chwały. Potrzebował swojej mordy w wiadomościach, tuż nad nagłówkiem: „Bohater miasta mocno”. Potrzebował wywiadów, zimnych drinków oraz uwielbienia gawiedzi.
Zaczął wrzeszczeć, lecz nikt go nie słyszał. Powoli, milimetr po milimetrze, unosił dłonie. Krzyczał tak długo aż zdawało mu się, że jego umysł zachrypł. Mimo to nie przestawał. Patrzył jak Grzech pochyla się nad Naną, gotowy do zadania ostatecznego ciosu. Złożył dłonie i wywrzeszczał skróconą formułę.
Trzynastotonowy walec zmiótł Invidię, przebił się przez kilka ścian i wypadł na ulicę, gdzie stał policyjny radiowóz. A teraz już jego resztki. Przełamane zaklęcie uwolniło pojmanych ludzi. Olka z gracją wypadła z obrazu i natychmiast podbiegła do maga. Delikatnie zachrypnięty Szyderca nakazał dwóm żołnierzom, by wyprowadzili ludzi.
– Musisz mi pomóc – szepnął Tomasz do przyjaciółki.
– Spokojnie, nic nie mów, zabieram cię stąd.
– Nie. Podwiń rękaw. Wiesz co robić.
Rewolwerowiec nie była tym zachwycona. Mimo to podwinęła rękaw czarnej szaty. Unurzała palec wskazujący w krwi maga. Przejechała nim po wytatuowanych symbolach, pozostawiając prosty ślad. Inskrypcje zdawały się z wdzięcznością przyjmować ofiarę. Pan Ciemności zamknął powieki i zaczął szeptać.
Wielobarwna istota wyszła ze ściany i zasyczała wściekle. Miłosz podbiegł, uchylił się przed ciosem i wyprowadził kontratak. Pięść odziana w metalową rękawicę uderzyła w ohydny dwulicowy pysk kreatury. Olka wyjęła pistolety, pociski zmieniły najbliższą ścianę w spleśniały szwajcarski ser. Stalowoniebieskie oczy Rewolwerowca nie spuszczały wzroku z celu. Nawet w trakcie przeładowania broni.
Szata Tomasza zmieniła się w strzępy. Kolce wystrzeliły z przedramion, zakrzywiając się paskudnie. Zielone oczy pochłonęła najgłębsza w czerni. Przemiana powstrzymała krwawienie z obu ran. Nie czuł już bólu, jedynie drobne iskry wściekłości zachęcające go do zniszczenia wszystkiego wokół.
Invidia nie była w stanie atakować. Uciekała po ścianach i obrazach, przytłoczona gniewem Zabójców. Sufit zatrzeszczał i runął z łoskotem. Pan Ciemności roztoczył nad przyjaciółmi ochronną powłokę, jednocześnie przecinając Grzech na dwie części. Rozlana farba natychmiast przybrała dawną formę.
Pat. Tomasz patrzył jak Zabójcy powoli opadają z sił. Pięść Miłosza roztrzaskała ścianę, na której jeszcze przed chwilą znajdowała się karykaturalna morda. Wojownik poczuł jak mag chwyta go za ramię.
– Zabierz dziewczyny i spierdalajcie stąd.
– Tylko nie daj się zabić – Szyderca spojrzał prosto w czarne oczy. Skinął głową. Musiał działać szybko a jego towarzyszki raczej nie zechcą współpracować. Pierwszego pochwycił Sanuszka, który z okrzykiem „Mogę jeszcze napierdalaaaaaać” został wrzucony w portal. Nana sprawiła dużo więcej problemów, lecz w końcu i ona była bezpieczna.
Pan Ciemności wykrzywił wargi, gdy świetlisty portal zamknął się za Miłoszem. Dłonią powstrzymał atak rozwścieczonej Invidii. Zebrał energię. Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa.
Budynek otoczyła mroczna bariera. Stopniowo zaczęła się zmniejszać. Mury kruszyły się, pochłaniane przez pazerną czerń. Tomasz patrzył jak ramy obrazów wyginają się pod naporem mocy. Spadł na pierwsze piętro. Kości dinozaura stopiły się w mgnieniu oka. Z recepcji, gdzie zazwyczaj sprzedawano bilety ulgowe dla nieletnich, pozostało jedynie wspomnienie.
Grzech nie miał gdzie uciec. Wył przerażony próbując pozyskać więcej farby. Pierścień coraz bardziej zaciskał się wokół maga. Z obojętnością patrzył jak dwulicowa twarz zostaje pożarta przez ciemność. Obserwował jak nogi i szpony Invidii zmieniają się w krople farby i wyparowują.

Stał na fundamentach muzeum spoglądając na świat zielonymi oczyma, które spowijała coraz gęstsza mgła. Upadł na twarz i znieruchomiał. Nie widział jak tuż przy jego ciele otwiera się szkarłatny portal, z którego wychodzi zadowolony Finisar. Nie był świadomy, że Bóg zbiera resztki farby do probówki i znika równie szybko, jak się pojawił. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.

Komentarze

  1. *W końcu nikt nie lubił spotkań o pietruszkę.*

    że coo? O.O

    *Wyjrzał zza ostatni róg* - Kotka się nazywa Nana, nie Fleksja... Człowieku polska trudna język?

    *ciało Tomasz zareagowało szybciej niż umysł* - homunukulus XD
    co ciało Tomasz ma do powiedzenia w tej sprawie? ;D

    *Powierzchnia, po której przymykała Invidia przestała istnieć* - przymykała namalowane drzwi? ;>

    *Zielone oczy pochłonęła najgłębsza w czerni* - >.< ogarnij... za szybko piszesz...


    Jak to się dzieje, że prawie w każdym odcinku leżysz gdzieś i dogorywasz? Nie przesadzasz trochę? Jak będziesz się tak dramatycznie rzucał na każdego wroga, to Ci więcej na pewno nie pozwolę wracać samemu przez las. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak poważniej: 1. Spotkania, walka o pietruszkę, związek frazeologiczny określający grę o małą stawkę lub o nic. 2. Bezpodstawne, bohaterem całego akapitu jest Miłosz. 3. Dużo, instynkt jest dużo szybszy niż jaźń. 4. oraz 5. Autokorekta lub po prostu omyłka.
      Podsumowanie: W moich tekstach mogę się nawet uśmiercić lub co odcinek zostawiać sobie korpusik, bo lubię, mogę i mam zdolność regeneracji, więc mam prawo poćwiczyć rozczłonkowywanie lub brutalniejsze sceny na samym sobie i jest to wytłumaczalne. Jak nie pozwolisz, to więcej nie przyjdę, dosyć proste. Poza tym moje teksty są sygnowane znakiem towarowym: Patos i Patologia, więc będę się dramatycznie rzucał na co będę chciał.
      Tak czy siak dziękuję za komentarz, w przygotowaniu jest już kolejny odcinek, więc już teraz przygotuj notesik. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. 2. Bezpodstawne, bohaterem całego akapitu jest Miłosz. - nie zrozumiałam. Powinno być: "wyjrzał zza rogu" więc o co chodzi?

    "oraz" też nie kapuję.

    a końcówkę podsumuję tym: https://www.youtube.com/watch?v=IBH4g_ua5es

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ręce opadają i nie chcą się unieść niczym sparaliżowane. Ale odpowiem, bo mam dobry humor i sporo cierpliwości.
      Tak, powinno być "wyjrzał za ostatni róg" bądź "wyjrzał zza rogu", prawdopodobnie połączyłem obie formy jak coś kasowałem i modyfikowałem zdania.
      A teraz rozumiesz: 4 i 5, 4 oraz 5, 4 a także 5 odnoszące się do tego samego problemu?
      Idę napić się grogu...

      Usuń
    2. A tak już śmiertelnie poważnie. Dzięki, że zwracasz mi uwagę na takie pierdółki, które mogą zadecydować o przyjęciu, na przykład "Berserkera" do wydawnictwa. Będę starał się zwracać większą uwagę na tego typu rzeczy :)

      Usuń

Prześlij komentarz