VI. Muzealna zawiść, Czyli Sztuka przez duże A
#zabójcy #serial #fabularny #powiązane
Pociągnięcia pędzlem wydawały się dość chaotyczne. Artysta mruknął coś pod nosem, pewien swych umiejętności. Zupełnie niepotrzebnie zamówił tak ogromne płótno. Zmrużył oczy. Wydobyta z głębin umysłu postać uśmiechała się do niego ze smutkiem. Karłowata istota otoczona przez wszędobylską biel. Nie można było stwierdzić, jakiej jest płci.
Malarz
westchnął ciężko. Czekało go jeszcze mnóstwo pracy a termin wystawy zbliżał się
nieubłaganie. „Tłum” miał być przełomem, zupełnie nowym podejściem i zerwaniem
z dotychczasową formą. Mężczyzna wykrzywił wargi. Na razie miał pokracznego
potworka na samym środku płótna. Może po prostu da sobie spokój, zmieni nazwę
obrazu na „Samotność” i zostanie okrzyknięty geniuszem?
Wstał, podszedł
do okna. Wyjątkowo ciemne niebo nie poprawiło mu samopoczucia. Przydrożna
latarnia zgasła z trzaskiem, by po chwili znów zalśnić ciepłym światłem.
Miliardy gwiazd towarzyszyły księżycowi w jego wędrówce po nieboskłonie. Jedna
z nich właśnie upadła. Malarz nie wypowiedział życzenia. Nie wierzył w takie
rzeczy.
Potężny
podmuch wiatru odepchnął mężczyznę. Pokój pogrążył się w ciemności. Obolały
artysta podźwignął się z kolan, przeklinając żarówkę, która właśnie teraz
musiała się przepalić. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął zapalniczkę. Jasny
płomień oświetlił pokraczną, namalowaną istotę.
***
– Po co
prenumerujesz to gówno? – spytał Miłosz.
Tomasz
podniósł wzrok znad kiepsko napisanego artykułu. Jego przyjaciel pochylał się
właśnie nad snookerowym stołem. Zamarkował uderzenie i skrzywił się paskudnie.
Kiepski kąt. Zaczął łazić wokół, często kucając i mrużąc jedno oko, by lepiej
wyprowadzić białą bilę. Zawsze pozostawało mu ukrycie jej za którymś z wyższych
kolorów.
– Ze środka do
narożnej, jest wystawiona – stwierdził Pan Ciemności, wstając z miejsca i
odkładając gazetę.
– Ej, miałeś
mu nie pomagać – Nana posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Już nic nie
mówię.
Z założonymi
na piersi rękoma obserwował sytuację na stole. Marzenia się spełniają.
Oszczędzał przez kilka miesięcy na czym tylko mógł. Głównie na jedzeniu. Aż
wreszcie kupił piękny, nowiutki stół do snookera. Wcześniej nie grał zbyt
często. Może raz, w jakimś obskurnym lokalu, gdzie piwo porównywano do końskich
szczyn. Brak umiejętności nadrabiał wiedzą i taktyką wyniesioną z oglądanych
mistrzostw.
Na stoliku
telewizyjnym, na którym zazwyczaj kładziono piloty lub herbatę, leżało kilka
monet. Po meczu i tak wygrany stawiał przeciwnikowi piwo na pocieszenie. Drobny
zakład nadawał grze smaku i zapewniał zastrzyk adrenaliny. W końcu nikt nie
lubił spotkań o pietruszkę.
– A więc? –
dopytywał Miłosz. Pochylił się nad stołem.
– Lubię
przeglądać nekrologi.
Soczyste
przekleństwo wyrwało się z ust wojownika, gdy czerwona bila odbiła się od
dolnej krawędzi. Stanął obok maga i z uwagą patrzył na poczynania Nany.
Dziewczyna z wahaniem przymierzyła się do uderzenia. Nie zauważyła kompletnie
wystawionej, łatwej do wbicia czerwonej. Tomasz nie mógł się powstrzymać.
– Koło żółtej
do środkowej, jak ci się uda to wystawiaj na różową albo niebieską. A ty nie
patrz tak na mnie, tobie też podpowiadałem.
– Dobra, coś
ciekawego w tym szmatławcu?
– Można tak
powiedzieć. Wczoraj zaginęło sporo ludzi.
– I co z tego?
Codziennie ktoś znika.
– Nie, każdego
dnia ktoś umiera – poprawił przyjaciela i w duchu ucieszył się, gdy Nana
precyzyjnie posłała czerwoną bilę do środkowej łuzy. Miała jeszcze problemy z
kontrolowaniem rotacji, ale radziła sobie całkiem nieźle.
Okropny raban
w kuchni sprawił, że na moment zapomnieli o grze. Drzwi otworzyły się z hukiem.
W progu stała dziewczyna, mająca na sobie fartuch, obficie umazany mięsnym
sosem. Przyjemny zapach rozniósł się po salonie. Zabójcy między smakowitymi
nutami, wyczuli delikatny swąd spalenizny. Tomasz nie musiał pytać. Rozumiał.
Podszedł do przyjaciółki, położył rękę na jej ciemnoblond włosach i rzekł
uspokajająco:
– Zje się.
Zaszklone oczy
spojrzały na niego z wdzięcznością. Kiwnęła głową i zniknęła za kuchennymi
drzwiami. Kilka sekund później rozległ się dźwięk tłuczonego talerza. Usłyszeli
stłumione mamrotanie przygnębionej Olki. Tomasz wzruszył ramionami. Wszelkie
straty w talerzach miał głęboko w dupie.
– Sześć –
obwieścił Miłoszowi, gdy Nana wbiła niebieską bilę. – Tak czy siak, chciałbym
to sprawdzić. Może Grimeor wysłał kolejnego sługusa.
Teraz czerwona z lewej do narożnej, lekko,
żeby została na czarnej. Natychmiast rozpoznała głos maga, lawirującego
pomiędzy jej myślami. Miałeś mi nie
pomagać. Obeszła stół i przymierzyła się do uderzenia. Czego oczy Szydercy nie widzą, to Miłosza nie wkurwi. Czuła, że się
wycofał.
– Siedem –
bila leniwie wtoczyła się do łuzy.
– Gdzie
zaczniemy szukać? – warknął Miłosz, bacznie obserwując poczynania dziewczyny.
Sytuacja na stole nie wyglądała najlepiej. Przynajmniej dla niego. Musiał
liczyć na błąd przeciwniczki.
– Włamałem się
do policyjnej bazy danych, mają kiepskie zabezpieczenia. Zeznania rodziny i
przyjaciół zaginionych są praktycznie identyczne w każdym przypadku. „Wyszedł
do muzeum i nie wrócił”.
– Muzeum? Nie
było innego miejsca? Na przykład bardziej nastawionego na rozpierdol?
– Taaa… Bo
porwani zazwyczaj wybierają miejsce, skąd chcą zostać uprowadzeni. Czternaście
– mruknął, widząc czarną bilę znikającą w narożniku.
– Kurwa mać –
Miłosz odłożył kij, machnął ręką i poszedł do kuchni.
Nana z cichym
pyknięciem wróciła do kociej postaci. Tomasz westchnął ciężko. Wizyta w muzeum,
gdzie drobne zniszczenia mogą być oszacowane na dziesiątki tysięcy pieniądzów,
nie napawała go optymizmem. Zwłaszcza, że wojownik już od miesiąca nie stoczył
porządnej bitki. Mag miał już dosyć przyjaciela, który wciąż kręcił się po domu
i żądał, by dano mu godnego przeciwnika.
Chrzanić to,
będzie się martwił później. Pchnął kuchenne drzwi, na stole czekał już na niego
talerz paskudnie wyglądającej breji. Tuż obok Olka na głos przekonywała samą
siebie, że cholernie jej smakuje. Tomasz podał jej chusteczkę, żeby otarła
załzawione oczy.
Szyderca
rozejrzał się, nikt na niego nie patrzył. Doskonale. Z szybkością błyskawicy
przecinającej letnie niebo, złożył trzy pieczęcie. Chwycił talerz z parującym
posiłkiem i wrzucił do otworzonego portalu. Przechylił się przez przejście,
sięgając drzwiczek lodówki. Dawno nie uzupełniał zapasów, ale wszystko było
lepsze niż to, co przed chwilą miał na talerzu. Czymkolwiek to było.
Pan Ciemności
dopiero po chwili zorientował się, że tuż przed Szydercą znajduje się połówka
kurczaka z grilla. Przełknął ślinę i dźgnął widelcem swój posiłek. Paskudny
bąbel rozdął potrawę i pękł niczym ropny odcisk. Ze środka wylał się mięsny sos.
Nie mogło smakować gorzej niż wyglądało. Wzdrygnął się, spojrzał na Miłosza,
który właśnie ogryzał udko.
– Smacznego –
pożyczył wojownik pozostałym.
***
Pana Ciemności
skręcało w trzewiach. Kilkukrotne wizyty w toalecie nie przyniosły oczekiwanej
ulgi. Skrzywił się, zgiął w pół i usiłował złapać oddech. Po chwili skurcz ustąpił
i mógł kontynuować marsz. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę, otarł twarz lśniącą
od potu. Zauważył, że Miłosz obserwuje go z nieukrywaną uciechą. Szlag by to
trafił.
Przed wejściem
do muzeum kręciło się mnóstwo mundurowych. Cywile z rozdziawionymi gębami stali
za policyjną taśmą i czekali na sensację. Najlepiej taką z trupami, krwią oraz
poszkodowanymi bezpańskimi zwierzętami. Zdjęcia z takich wydarzeń zgarniają
najwięcej uwagi na portalach społecznościowych.
Tomasz
skrzywił się boleśnie. Co za czasy. Teraz każdy mógł stać się pięciominutową
sławą. Wystarczy, że nakryje jakąś znaną osobę w dwuznacznej sytuacji i zrobi
jej zdjęcie. Nawet pójście do kibelka mogło się okazać ryzykowne. Jakoś nie
miał ochoty zobaczenia swojej mordy w jutrzejszej gazecie. W głowie pojawił mu
się tandetny nagłówek: „Niewiarygodne! Magowie też srają!”. Dzięki mózgu, jak
zwykle pomagasz.
– Jak wygląda
sytuacja? – spytał Michała, ściskając dłoń żołnierza na przywitanie.
– Policja jak
zwykle nie ułatwia nam roboty. Sam widzisz, nawet nie potrafią zapanować nad
gapiami. Chyba zaraz dam chłopakom przyzwolenie na gumowe kule, jak ta hołota
się nie cofnie – rozeźlony mężczyzna podniósł rękę do ucha, uniósł brwi i
słuchał w skupieniu. – Dobra, ewakuowaliśmy ludzi. Możecie wchodzić.
– A sztuka
przez duże es? – Miłosz przechylił głowę, obserwując potężne kolumny muzeum.
Marmur wspaniale upada.
– Oryginały
wyniesione. Takie były rozkazy – żołnierz wzruszył ramionami. – Ci na górze
znają wasze możliwości.
– Wiesz w
ogóle z czym będziemy walczyć?
– Straciłem
dwóch ludzi. Cokolwiek to będzie, niech zdycha z męczarniach – w spojrzeniu
Michała próżno było szukać litości.
– Niech nikt
się nie zbliża, policja też. Nie chcę mieć na sumieniu jakiegoś idioty, który
postanowił strugać bohatera.
– Dwadzieścia
metrów wystarczy?
– Dwadzieścia
pięć, tak dla pewności.
Dowódca skinął
głową, natychmiast zaczął rzucać rozkazami na lewo i prawo. Już po chwili wokół
nich zrobiło się zupełnie pusto. Tomasz związał niesforne kruczoczarne włosy w
koński ogon. Wspięli się po kamiennych schodach, minęli ogromne kolumny. Miłosz
otworzył portal, z którego wyciągnął dwa miecze. Olka cały czas trzymała dłoń
przy kolcie. Ostrożnie, krok za krokiem, weszli do wnętrza muzeum.
Zabójcy jak na
komendę odwrócili się w stronę niezidentyfikowanego szmeru. Rewolwerowiec
odetchnęła z ulgą na widok umykającej myszy. Zignorowali podróbkę szkieletu
dinozaura, wypchany jaskiniowiec obserwował ich szklanymi oczyma. Mieli
wrażenie, że postacie z obrazów śledzą każdy ich ruch. Wymienili szybkie
spojrzenia. Czas zacząć spektakl.
– Rozdzielmy
się, Miłosz weź trzecie piętro, Olka drugie, ja z Naną zajmiemy się pierwszym –
zakomenderował mag.
– A parter? –
spytał wojownik, drapiąc się po brodzie.
– Jesteśmy na
nim, widzisz tu kogoś?
– Nie.
– To
zapierdalaj na trzecie piętro i mnie nie denerwuj.
Szyderca
westchnął ciężko, odwrócił się i poczłapał w stronę schodów. Próbował liczyć
stopnie, lecz pomylił się gdzieś w połowie. Miał nadzieję, że pierwszy natknie
się na tego skurwiela. Może przeciwnik dostarczy mu odrobinę rozrywki. Dość już
miał sparingów z magiem, który nigdy nie chciał walczyć z nim na poważnie.
Treningi treningami ale utoczenie odrobiny krwi jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Chyba.
Pokonał
ostatni stopień. Bezszelestnie mijał obrazy, na których uwieczniono
karykaturalne postacie. Powyginane, zniekształcone twarze towarzyszyły mu przez
całą wędrówkę długim korytarzem. Dziękował bogom, że niektóre ściany były
puste. Nie chciał wiedzieć, co było namalowane na zabranych oryginałach.
Wyjrzał zza ostatni róg, do pomieszczenia, gdzie znajdował się jeden jedyny
obraz.
Nawet żywej
duszy. Miał pecha, pewnie Tomasz natknie się na przeciwnika i przypisze sobie
całą chwałę. Oparł się na broni i ziewnął. Czas wracać do pozostałych, pewnie
znowu będzie musiał ich ratować z opresji. Z drugiej strony wciąż go to bawiło.
Wzrok Szydercy mimowolnie przesunął się na obraz. Podszedł do dzieła,
przechylił głowę.
– Kurwa, ale z
ciebie paskuda – mruknął patrząc na karłowatą istotę. Była namalowana wśród
tłumu osób z przerażonymi twarzami. Dostrzegł dwóch żołnierzy z uniesionymi
karabinami. Przypomniał sobie słowa Michała, lecz było już za późno. Szponiaste
łapy chwyciły go za ramiona i z niesamowitą siłą przyciągnęły do siebie.
Dziesięć minut
później Olka weszła na trzecie piętro, czujnie się rozglądając. Jako
wielbicielka sztuki, co chwilę przystawała i podziwiała powieszone dzieła. I
tak sądziła, że jej wspaniałe kropki zasługiwały na własną wystawę oraz kilka
prestiżowych nagród. Tomasz utwierdzał ją w tym przekonaniu. Wiedziała, że mag
zupełnie nie zna się na sztuce, więc nie może się mylić. W końcu tylko człowiek
ze wsi jest w stanie docenić prawdziwy artyzm.
Przystanęła,
wyciągnęła rewolwer i przywarła plecami do ściany. Tuż koło niej leżał
porzucony miecz. Wyjrzała zza osłony, trzymając broń w pogotowiu. Przyklęknęła,
dotknęła zimnej stali. Chwilę później skarciła Sanuszka w myślach. Przecież to
nie żar z ogniska, mimo to czuła, że Miłosz musiał być blisko. Wyprostowała się
i jej wzrok padł na dziwaczną kreaturę w otoczeniu szeregu postaci.
– Co do… – nie
zdążyła zareagować, karykatura wychyliła się i porwała ją w objęcia.
Tomasz obszedł
pierwsze piętro wzdłuż i wszerz. Po kwadransie kompletnej ciszy zaczął się
niepokoić. Poszedł wyżej. Pusto. Ani śladu kręcącej się, podśpiewującej Olki.
Uczucie niepokoju goniło maga po schodach. Zasapany wbiegł na trzecie piętro,
powietrze paliło go w płucach. Przypominając przerośniętego nietoperza, przemknął
przez główny korytarz piętra.
W ostatniej
niszy zobaczył jeden z miłoszowych mieczy. Spojrzał prosto w oczy stworzeniu na
obrazie, po obu stronach kreatury stali jego przyjaciele. Grzech przechylił
głowę, oceniając maga od stóp do głów. Po czym zaczął się śmiać. Skrzekliwy,
przepełniony wesołością śmiech odbijał się od pustych ścian i wracał ze
zdwojoną siłą. Tomasz poczuł jak krew zamienia się w lodowatą breję.
Śmiech urwał
się jak ucięty nożem. Ramiona wystrzeliły z obrazu z zamiarem pochwycenia
kotki, stojącej obok maga. Kobieta w fioletowej sukni okręciła się na pięcie i
naszpikowała jedno z ramion nożami do rzucania. Drugie zostało ucięte przez
czarną halabardę stworzoną przez Pana Ciemności. Kończyna upadła na ziemię,
zmieniając się w plamę bordowej farby. Bolesny wrzask rozniósł się po piętrze.
– Już wiem z
kim mamy do czynienia – mruknął Tomasz, rozpraszając energię. – Invidia. Grzech
zawiści.
– To dlaczego
cię nie porwała?
– Widocznie
oceniła, że jestem gorszy od niego. Zaraz się przekonamy.
Ramiona po raz
kolejny wystrzeliły w stronę kobiety. Tym razem mag był przygotowany. Z całej
siły chwycił jedną z rąk, zaparł się nogami i przerzucił skurwiela przez plecy.
Zaskoczony grzech rozpłaszczył się na przeciwległej ścianie. Gdyby miał kości
to z pewnością byłyby połamane. Zamiast tego rozległ się plask jakby ktoś
zwymiotował na płótno.
Invidia
wyciągnęła ręce w stronę obrazów. Ukradziona farba złączyła się z karykaturalną
postacią o kobieco-męskiej twarzy. Zadowolona z posiłku oblizała wargi. Nagle
znów stała się dwuwymiarowa, pobiegła po ścianie i z nienawiścią w oczach
zaatakowała Nanę. Tomasz natychmiast stanął jej na drodze. Uniósł gardę.
Potężne
kopnięcie wbiło go w ścianę. Czarną szatę upstrzyły drobiny szarego pyłu.
Osunął się na kolana, kaszlnął. Krople czerwonej farby upadły na podłogę.
Zaśmiał się w duchu, walczy z namalowaną postacią, kaszle farbą, za chwilę
odkryje w sobie talent artystyczny. Bez przesady.
Wstał w
momencie gdy Nana podrzynała gardło Invidii. Ciemnoniebieski barwnik skropił
fioletową suknię kobiety. Grzech natychmiast uzupełnił braki. Nie miał już w
sobie żadnego z podstawowych kolorów, przypominał bardziej paletę artysty, na
której tworzy się nowe odcienie. Grymas nienawiści wykrzywił paskudną twarz.
Srebrny nóż wbił się w ścianę, nie czyniąc jej najmniejszej szkody.
– Jak to do
cholery zabić? – krzyknęła Nana, wyjmując kolejne dwa noże i ciskając je za
siebie. Dziewczyna pozostawała cały czas w ruchu. W końcu to ona była celem
Invidii.
– Uważaj! –
ciało Tomasz zareagowało szybciej niż umysł. Odepchnął Nanę, szponiasta dłoń
rozorała ramię maga. Krew trysnęła na ścianę, tworząc przykład sztuki
nowoczesnej. Zacisnął zęby, skoncentrował energię i rzucił czarnym pociskiem. Powierzchnia,
po której przymykała Invidia przestała istnieć. Rozwalał wszystko wokół, lecz
zapomniał o jednym.
Kreatura
spadła na niego z sufitu, przygniotła do ziemi i zagłębiła szpony w prawej
nodze. Z bólu prawie stracił przytomność. Przy świadomości utrzymywała go tylko
jedna rzecz. Musi obronić swoich przyjaciół.
– Spokojnie na
ciebie też przyjdzie czas – warknęła mu do ucha. Nóż wwiercił się w jej
czaszkę. – Ktoś jest bardziej niecierpliwy.
Tomasz
przewrócił się na bok, zobaczył Grzech idący w stronę Nany. Ze śmiercionośnych
szponów wciąż ściekała jego krew. Zamknął oczy, skoncentrował się i
wypowiedział zaklęcie. Jucha zmieniła się w czarną energię, która zaczęła
pochłaniać ciało Invidii. Z okropnym wrzaskiem skoczyła w ścianę. Czerń
pochłonęła resztki zdobionej ramy z wiszącego obrazu i zniknęła. To koniec. Z
przerażeniem patrzył jak Nana próbuje walczyć z nadchodzącą śmiercią.
Tymczasem
Miłosz obserwował to wszystko i czuł narastający gniew. Ten skurvol wspaniale
się bawi a on został uwięziony w jakimś badziewiu. Czuł się dziwnie
spłaszczony. W dodatku nie mógł się ruszyć. Potrzebował chwały. Potrzebował
swojej mordy w wiadomościach, tuż nad nagłówkiem: „Bohater miasta mocno”.
Potrzebował wywiadów, zimnych drinków oraz uwielbienia gawiedzi.
Zaczął
wrzeszczeć, lecz nikt go nie słyszał. Powoli, milimetr po milimetrze, unosił dłonie.
Krzyczał tak długo aż zdawało mu się, że jego umysł zachrypł. Mimo to nie
przestawał. Patrzył jak Grzech pochyla się nad Naną, gotowy do zadania
ostatecznego ciosu. Złożył dłonie i wywrzeszczał skróconą formułę.
Trzynastotonowy
walec zmiótł Invidię, przebił się przez kilka ścian i wypadł na ulicę, gdzie stał
policyjny radiowóz. A teraz już jego resztki. Przełamane zaklęcie uwolniło
pojmanych ludzi. Olka z gracją wypadła z obrazu i natychmiast podbiegła do
maga. Delikatnie zachrypnięty Szyderca nakazał dwóm żołnierzom, by wyprowadzili
ludzi.
– Musisz mi
pomóc – szepnął Tomasz do przyjaciółki.
– Spokojnie,
nic nie mów, zabieram cię stąd.
– Nie. Podwiń
rękaw. Wiesz co robić.
Rewolwerowiec
nie była tym zachwycona. Mimo to podwinęła rękaw czarnej szaty. Unurzała palec
wskazujący w krwi maga. Przejechała nim po wytatuowanych symbolach,
pozostawiając prosty ślad. Inskrypcje zdawały się z wdzięcznością przyjmować
ofiarę. Pan Ciemności zamknął powieki i zaczął szeptać.
Wielobarwna
istota wyszła ze ściany i zasyczała wściekle. Miłosz podbiegł, uchylił się
przed ciosem i wyprowadził kontratak. Pięść odziana w metalową rękawicę
uderzyła w ohydny dwulicowy pysk kreatury. Olka wyjęła pistolety, pociski
zmieniły najbliższą ścianę w spleśniały szwajcarski ser. Stalowoniebieskie oczy
Rewolwerowca nie spuszczały wzroku z celu. Nawet w trakcie przeładowania broni.
Szata Tomasza
zmieniła się w strzępy. Kolce wystrzeliły z przedramion, zakrzywiając się
paskudnie. Zielone oczy pochłonęła najgłębsza w czerni. Przemiana powstrzymała
krwawienie z obu ran. Nie czuł już bólu, jedynie drobne iskry wściekłości
zachęcające go do zniszczenia wszystkiego wokół.
Invidia nie
była w stanie atakować. Uciekała po ścianach i obrazach, przytłoczona gniewem
Zabójców. Sufit zatrzeszczał i runął z łoskotem. Pan Ciemności roztoczył nad
przyjaciółmi ochronną powłokę, jednocześnie przecinając Grzech na dwie części.
Rozlana farba natychmiast przybrała dawną formę.
Pat. Tomasz
patrzył jak Zabójcy powoli opadają z sił. Pięść Miłosza roztrzaskała ścianę, na
której jeszcze przed chwilą znajdowała się karykaturalna morda. Wojownik poczuł
jak mag chwyta go za ramię.
– Zabierz
dziewczyny i spierdalajcie stąd.
– Tylko nie
daj się zabić – Szyderca spojrzał prosto w czarne oczy. Skinął głową. Musiał
działać szybko a jego towarzyszki raczej nie zechcą współpracować. Pierwszego
pochwycił Sanuszka, który z okrzykiem „Mogę jeszcze napierdalaaaaaać” został
wrzucony w portal. Nana sprawiła dużo więcej problemów, lecz w końcu i ona była
bezpieczna.
Pan Ciemności
wykrzywił wargi, gdy świetlisty portal zamknął się za Miłoszem. Dłonią
powstrzymał atak rozwścieczonej Invidii. Zebrał energię. Kto nie ryzykuje ten
nie wygrywa.
Budynek
otoczyła mroczna bariera. Stopniowo zaczęła się zmniejszać. Mury kruszyły się,
pochłaniane przez pazerną czerń. Tomasz patrzył jak ramy obrazów wyginają się
pod naporem mocy. Spadł na pierwsze piętro. Kości dinozaura stopiły się w
mgnieniu oka. Z recepcji, gdzie zazwyczaj sprzedawano bilety ulgowe dla
nieletnich, pozostało jedynie wspomnienie.
Grzech nie
miał gdzie uciec. Wył przerażony próbując pozyskać więcej farby. Pierścień
coraz bardziej zaciskał się wokół maga. Z obojętnością patrzył jak dwulicowa
twarz zostaje pożarta przez ciemność. Obserwował jak nogi i szpony Invidii
zmieniają się w krople farby i wyparowują.
Stał na
fundamentach muzeum spoglądając na świat zielonymi oczyma, które spowijała
coraz gęstsza mgła. Upadł na twarz i znieruchomiał. Nie widział jak tuż przy
jego ciele otwiera się szkarłatny portal, z którego wychodzi zadowolony Finisar.
Nie był świadomy, że Bóg zbiera resztki farby do probówki i znika równie
szybko, jak się pojawił. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
*W końcu nikt nie lubił spotkań o pietruszkę.*
OdpowiedzUsuńże coo? O.O
*Wyjrzał zza ostatni róg* - Kotka się nazywa Nana, nie Fleksja... Człowieku polska trudna język?
*ciało Tomasz zareagowało szybciej niż umysł* - homunukulus XD
co ciało Tomasz ma do powiedzenia w tej sprawie? ;D
*Powierzchnia, po której przymykała Invidia przestała istnieć* - przymykała namalowane drzwi? ;>
*Zielone oczy pochłonęła najgłębsza w czerni* - >.< ogarnij... za szybko piszesz...
Jak to się dzieje, że prawie w każdym odcinku leżysz gdzieś i dogorywasz? Nie przesadzasz trochę? Jak będziesz się tak dramatycznie rzucał na każdego wroga, to Ci więcej na pewno nie pozwolę wracać samemu przez las. ^^
Nie
UsuńA tak poważniej: 1. Spotkania, walka o pietruszkę, związek frazeologiczny określający grę o małą stawkę lub o nic. 2. Bezpodstawne, bohaterem całego akapitu jest Miłosz. 3. Dużo, instynkt jest dużo szybszy niż jaźń. 4. oraz 5. Autokorekta lub po prostu omyłka.
UsuńPodsumowanie: W moich tekstach mogę się nawet uśmiercić lub co odcinek zostawiać sobie korpusik, bo lubię, mogę i mam zdolność regeneracji, więc mam prawo poćwiczyć rozczłonkowywanie lub brutalniejsze sceny na samym sobie i jest to wytłumaczalne. Jak nie pozwolisz, to więcej nie przyjdę, dosyć proste. Poza tym moje teksty są sygnowane znakiem towarowym: Patos i Patologia, więc będę się dramatycznie rzucał na co będę chciał.
Tak czy siak dziękuję za komentarz, w przygotowaniu jest już kolejny odcinek, więc już teraz przygotuj notesik. Pozdrawiam.
2. Bezpodstawne, bohaterem całego akapitu jest Miłosz. - nie zrozumiałam. Powinno być: "wyjrzał zza rogu" więc o co chodzi?
OdpowiedzUsuń"oraz" też nie kapuję.
a końcówkę podsumuję tym: https://www.youtube.com/watch?v=IBH4g_ua5es
Ręce opadają i nie chcą się unieść niczym sparaliżowane. Ale odpowiem, bo mam dobry humor i sporo cierpliwości.
UsuńTak, powinno być "wyjrzał za ostatni róg" bądź "wyjrzał zza rogu", prawdopodobnie połączyłem obie formy jak coś kasowałem i modyfikowałem zdania.
A teraz rozumiesz: 4 i 5, 4 oraz 5, 4 a także 5 odnoszące się do tego samego problemu?
Idę napić się grogu...
A tak już śmiertelnie poważnie. Dzięki, że zwracasz mi uwagę na takie pierdółki, które mogą zadecydować o przyjęciu, na przykład "Berserkera" do wydawnictwa. Będę starał się zwracać większą uwagę na tego typu rzeczy :)
Usuń! i proszę o to samo ;)
OdpowiedzUsuń