Drużyna

Zadanie piąte Sana

#krótkie #2strony #shot_literacki #klasyczne_fantasy #wojowniczka #tropiciel #kapłan #baba_jaga

Kathrin odchyliła się w biodrach unikając szponów i cięła z wypadu wprost w nieosłonięte podbrzusze potwora, który z okropnym charczeniem zwalił się do jej stóp. Jucha bryznęła opryskując dziewczynie sznurowane wysokie buty. Oparła miecz o kark stwora, będącego skrzyżowaniem ropuchy z kosmatym niedźwiedziem i zakończyła jego agonię silnym sztychem. „Well done” pomyślałem przyglądając się temu z pewnej odległości. Kathrin potrząsnęła blond grzywą i z niesmakiem przyjrzała się butom. Także na skórzaną kusą spódniczkę padło kilka kropel gęstej, ciemnej krwi.
– Och nie, ależ się usmarowałam. Willson myślisz, że to się spierze?
Potraktowałem to jako pytanie retoryczne, więc tylko przewróciłem oczami. Na polanę tymczasem wpadł nasz cudowny łowca. Rude włosy odcinały się znacząco na tle wściekłej zieleni lasu. Tak właśnie, naprawdę wściekłej. Ten las cały był popieprzony, jednak Rudy Ralph był tutaj zaznajomiony z każdym botanicznym nieporozumieniem. Uważał je za, cytuję: „niezwykłe i fascynujące”, oraz „unikatowe i warte zbadania”. Totalny kosmos, ale to sprawiało, że był rewelacyjnym tropicielem i łowcą w jednym. Cela z łuku też miał niezłego, cóż jednak skoro generalnie brzydził się zabijaniem. Całą robotę odwalała Kathrin, nie wiadomo do końca czy jej to pasowało, czy nie. Jak na razie próbowała oczyścić miecz nie ubrudziwszy się przy tym bardziej. Nachylała się sugestywnie, a jej pokaźny biust sprężynował przy każdym ruchu. Patrzyliśmy z Ralphem przez chwilę bez słowa.
– Eem… Widziałaś Tornswalda? – zagadnął dziewczynę usiłując odkleić sporzenia od miejsca do którego się przylepiło.
Tak mówiliśmy na naszego „pożal się boże” mnicha. Naprawdę nazywał się Tobias, ale nie lubił tego imienia.
– Rozmawia z bogiem, nie przeszkadzaj mu.
– Czemu ci nie pomógł? Ten żabołak był całkiem silny.
– No wiesz, też mogłeś się przydać. No, ja nie wiem. Hm! – Kathrin obruszyła się zirytowana. – Widać niektórzy faceci tak mają, że kobieta musi zawsze przy takiej robocie się sama męczyć. Niby pomocni, ale jak przychodzi co do czego…
– No już, już kochana. W razie czego wiem, że Willson by ci pomógł gdybyś miała trudności.
– Może lepiej nie. Nie wiem skąd się biorą się u niego tak mordercze zapędy, ale to bywa przerażające. Wolę go w charakterze milczącej asysty.
Ralph posłał mi nie wiedzieć czemu przepraszające spojrzenie. Pochwili podjął nowy wątek.
– Cóż. Ja za to wybadałem gdzie jest nasz kolejny punkt trasy.
– Taaak? I co? – zapytała ze szczerym zaciekawieniem, gdy ruszyli powoli w kierunku obozowiska.
– Trzeba przejść jeszcze kawałek na zachód, a tak powinniśmy trafić do jednej takiej pani, co mieszka w głębi lasu.
– O boże, może to jakaś wiedźma czy coś?
– Zaraz wiedźma. Może to po prostu spokojna starsza pani, która woli żyć na uboczu. Nie oceniajmy i nie snujmy takich pesymistycznych scenariuszy – rudowłosy rozpromienił się w łagodnym uśmiechu, zdolnym koić udręki rannego i sprowadzać ptaszęta do wyciągniętej dłoni. Świetnie współgrało to z jego czarnym, skórzanym strojem łowcy, nabijanym ćwiekami, nitami i z naszytymi maskującymi pasami zieleni i brązu.
Ruszyłem za nimi pozostając w pewnej odległości. Zaczynała mnie boleć głowa, chyba zanosiło się na deszcz.
Gdy zbliżyliśmy się do obozowiska Tornswald jeszcze chwilę rozmawiał przez telefon.
– Tak? No dobrze, możemy się tak umówić. Czy przygotować jakieś ofiary, coś… Rozumiem więc, że jesteśmy rozliczeni. Do końca miesiąca wystarczy?… Tak, zakładając dotychczasową aktywność… Rozumiem. Dobrze… Tak… Tak. No to pozostajemy w kontakcie. Do usłyszenia.
Tornswald rozłączył się i schował komórkę do kieszeni. Oprócz naszyjnika symbolizującego profesję mnicha miał na sobie buty trekkingowe, lniane uprasowane spodnie i koszulę khaki. Wyglądał w tym stroju dziwnie i egzotycznie. Czego można się jednak spodziewać po człowieku, który gada z bogiem przez telefon.
– To jak, idziemy? Czy najpierw zjemy jakiś obiad?
Tornswald powiedział to takim tonem, jakby chodziło o wizytę w kinie i obiad z restauracji. Chciałem jeszcze zasugerować kąpiel, ale Kathrin mnie uprzedziła.
– Od smrodu tego paskudztwa odechciewa mi się jeść. Chciałabym się umyć. Myślicie, że babka będzie miała jakąś wannę, czy coś?
– Balię jak już – podsunął życzliwie Ralph.
– Obojętnie.
Pogwarzyli chwilę składając obóz i rozważając kolejność obowiązków, po czym wszyscy zabraliśmy się do domku „miłej starszej pani”. Było to niedaleko. Choć wszyscy skończyliśmy umorusani błotem, pokąsani przez jakieś latające paskudztwa i z pajęczynami we włosach. To nie była gościnna część lasu.
– Trzeba było przyjść ścieżką  zauważyła wiedźma stojąca ze ścierką w ręku na ganku chatki. Spojrzeliśmy zirytowani na Ralpha, ale ten uciekł spojrzeniem pospiesznie upychając po kieszeniach botaniczne okazy. Domek był mały, schludny, pobielony wapnem, a babka była wcale nie stara tylko w średnim wieku, średniego wzrostu i postury, z średnio przyjemnym wyrazem twarzy. Za to sama zaproponowała nam kąpiel. Za domkiem była balia i pompa. Woda zimna, ale czysta i w dodatku pod dostatkiem.
– To co byście chcieli wiedzieć? – zapytała gdy już czyści i ogarnięci kończyliśmy wcinać placki. – Bo mogę opowiedzieć wiele, ale nie ma na to czasu. Musicie wybrać co chcecie wiedzieć najbardziej.
– Rozumie pani – zaczął Tornswald tonem służbowej pogawędki. – nasza wiedza sprowadza się do tego, że ma pani ponoć pojęcie, jak się stąd wydostać.
– Wydostać skąd?
– Stąd. Generalnie.
– A to kochanieńki jest albo bardzo proste, albo cholernie trudne. I jak sądzę prosta droga was zupełnie nie interesuje.
– Nie? Dlaczego? – spytała Kathrin naiwnie, a Ralph przesunął palcem po szyi i wywrócił dramatycznie oczami.
– Acha, to nie. Faktycznie wolę tę trudniejszą wersję.
– Narysuję wam zatem mapę i wytłumaczę jak i gdzie dojść i co trzeba zrobić. To dość żmudne przedsięwzięcie i może nastręczyć kłopotów, ale… Tak?
– A wie pani, dziękujemy za wszelkie podpowiedzi i porady. Ale jest jeszcze taka sprawa i najlepiej jakby dało się to jakoś załatwić od razu.
– Słucham? – Ralph wziął mnie na kolana i przedstawił wiedźmie.
– To jest Willson. Czy możnaby sprawić, żeby nie był już królikiem?
Zapanowała cisza.
– Panowie, przygotujcie gotówkę. Czeka was długi rachunek.


Komentarze

  1. Generalnie postaram się nie czepiać przecinków za bardzo, bo wiem, jak to jest xD Ale: "Uważał je za, cytuję..." - tu, przed "cytuję", akurat by się przydał ;) Poza tym może jeszcze przed wszelkimi "którymi" i więcej między czasownikami :P
    "Skąd mu się biorą u niego" - no nie wiem, wydaje mi się, że tutaj albo "mu", albo "u niego", nie tak wszystko naraz :P
    "Szykowało się na deszcz" - a nie bardziej "zanosiło"? ;)
    "Wizytę w kinie" - tu zjadłaś "ę", zostało "jakby chodziło o wizyt" ;)
    "Trzeba było przyjść ścieżką - zauważyła wiedźma" - a tu z kolei zjadłaś myślnik xD
    "Zimna, ale czysta i pod dostatkiem" - chodzi o wodę, tak? Bo z kontekstu wynika raczej, że to pompa jest zimna itd. :P
    Wybacz, że się czepiam, tak już mam, ale to z troski :P Ogólnie mi się podoba, a ten królik rozłożył mnie na łopatki, świetne :D Przyjemnie się czyta ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za poprawki ;)
    chyba po porstu napisałam to trochę niechlujnie i nie pofatygowałam się sprawdzić błędów.

    Jakoś i mnie się podoba zamysł takiej drużyny. Aż miałabym ochotę napisać więcej... Albo, żeby kotś to zrobił za mnie XD i bym tylko przeczytała co się działo dalej.
    Wydaje mi się, że mógłby to być wstęp. Potem odrobina retrospekcji i dalsze przygody osób, które wcale nigdy nie marzyły aby przenieść się do świata "fantasy" i usilnie trzymają się swoich realiów i charakterów, które niekoniecznie współgrają z fantastycznym światem. ;D coś w tym stylu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie żadne "za mnie", jak już jest pomysł, który Ci przypadł do gustu, to się zmobilizuj i pisz dalej, ja też chętnie poczytam :P

      Usuń
  3. ^^ haaaa... *sanuszki leniuszki*

    OdpowiedzUsuń
  4. Błędy... Sanowe niedopatrzenia itd. itd. Ale przygoda niezła. W sumie połączenie starych opowiadań fantasy z nowoczesnością. Przez cały tekst miałem wrażenie, że to grupa korposzczurów wplątanych w fantasy na jakimś zlocie. Gdzie magia okazała się prawdą. Fajny efekt. Zapraszam i polecam. TRTM.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz